Między Bogiem a prawdą Między Bogiem a prawdą
622
BLOG

Cybernetyka Wszechświata. cz.I.

Między Bogiem a prawdą Między Bogiem a prawdą Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Instytut Syntezy Ludzkiej Wiedzy o Bogu, Człowieku i Wszechświecie (www.sheller.pl)

Szanowni Czytelnicy!

Swego czasu w jednym dniu zawiesiłem cykl moich rozważań uzupełniających do blogu Eureka i dochodzę do wniosku, że był to błąd techniczny. Zbyt wiele treści na jeden raz. Zwrócił mi na to uwagę jeden z moich czytelników, proponując, abym jeszcze raz przedłożył ten materiał , zawieszając kolejne odcinki na czas jednego tygodnia. Niniejszym pozwalam sobie posłuchać tej rady i przed Państwem odcinek pierwszy.

 

Cybernetyka Wszechświata, cz. I

ISBN 83-915922-7-2/2
Wykład I
część I
  Sierczynek, 28.08.2007

Cybernetyka Wszechświata

W naszym książkowym wykładzie pt. "Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata" wykazaliśmy, że przestrzeni przysługuje pełnoprawna obecność, która uzasadnia orzekanie, że przestrzeń jest. Pełnoprawność tego, że jest przysługuje także każdemu ciału. Staraliśmy się także pokazać, że obecność przestrzeni do obecności ciała ma się tak, iż o przestrzeni skłonni jesteśmy sądzić, że w jej istocie zawiera się brak zawartości. I dokładnie na tym polegają wszystkie błędy w historii ludzkich dążeń do pełnego zrozumienia Przyrody, iż sądzono, że przestrzeń pozbawiona jest zawartości. Z obserwacji ciał uporczywie nie umieliśmy wyciągnąć tego wniosku, iż najpierwszym skutkiem wszelkiej zawartości jest objętość.

Objętość, w rzeczy samej, jest koniecznym warunkiem stwierdzalności zawartości. W sensie matematycznym objętość jest zewnętrznym wymiarem zawartości. W sensie zaś przyczynowym objętość jest skutkiem zawartości w tym znaczeniu, w jakim objętość jest wynikiem fizycznym i logicznym zawartości. Oznacza to, że brak zawartości to brak objętości, a więc wymiaru.

Zawartość ma zatem główny sens jako materiał i daje się odnieść do takich pojęć jak: materia, ciało, istnienie, substancja, obiekt, korpuskuła, masa, ważkość, ciężar, gęstość, zawartość, wypełnienie, występowanie, obecność, fakt, realność itp. Wszystko, co różne od zawartości, zdaje się dotyczyć przestrzeni, o której sądzimy, że nie posiada zawartości, masy, substancji, ciężaru, a więc wszelkich atrybutów ciała. W sprzeczności logicznej jawi się przeto sam fakt wymiaru przestrzeni, gdyż brak zawartości jest brakiem objętości, o której stwierdziliśmy, że jest obrysowym wymiarem zawartości. I już ta prosta analiza wykazuje silną przeciwstawność fizyczną i logiczną ciała do przestrzeni. Jeżeli jednak zdecydujemy się zgodzić na równoprawność w obecności przestrzeni i ciała, potężnym dylematem staje się to, co nazwać by można "rzeczywistością przyrody", ponieważ uznając w tej rzeczywistości sumaryczną obecność ciała i przestrzeni, wikłamy się ogromnie, kiedy stwierdzamy, że "Przyroda jest...". Chcąc bowiem odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób "Przyroda jest", stawiamy zagadnienie sposobu istnienia Wszechświata, czy tego chcemy, czy też nie. Konieczność ta wynika stąd, że wszelkie ciało otacza przestrzeń, a w tym sensie przestrzeń ujawnia się jako rzeczywistość okalająca, ale także odnośna w tym znaczeniu, w jakim obserwowanie ciała możliwe jest tylko z punktu na zewnątrz ciała. Obserwacja i obiekt obserwowany ujawniają się już na tym etapie rozważań jako zagadnienie, w którym relacja ciała do przestrzeni okazuje się niezbędnością fizycznego związku między pustą przestrzenią i pełnym ciałem.

Historia nauki od samego początku do dni nam współczesnych jest niczym innym, jak szukaniem odpowiedzi na pytanie o sens całości Wszechświata. W tej historii przyrodoznawstwo, w bardzo niesłuszny sposób, sprowadzane jest do aspektów astronomicznych i fizykalnych, podczas gdy badanie sensu Ostateczności zawiera się we wszystkich typach ciekawości poznawczej, nakierowanych na różne aspekty rzeczywistości, w której człowiek jest zanurzony.

W zapytaniach o istotowość przyrody zawierają się próby zrozumienia tworzywa Wszechświata z jednej strony, i tego, w jaki sposób możliwe są postacie tego tworzywa i ich procesualność. Wedle tej potrzeby umysł ludzki usiłuje wniknąć w sens aporii: ciało - ruch, przyczyna - skutek, zawartość - przejaw, ciągłość - nieciągłość, struktura - rytm, początek - koniec, prawidłowość - przypadek, skończoność - nieskończoność, powstanie - przeznaczenie, porządek - chaos, ilość - jakość, prawda - fałsz, nazwa - desygnat, definiens - definiendum, racjonalność - błędność, myśl - przedmiot myśli, Człowiek - Wszechświat, genialność - boskość, ale i korpuskuła - pole, masa - energia, przestrzeń - energia, czy ostatecznie szczęście - tragedia. W powyższych, wymienionych tylko w części, aporiach zawiera się wskazanie, że w dążeniu do pełnej świadomości, człowiek szuka nie tylko "technologicznej" tajemnicy powstania wszystkiego, ale nadto szuka pełnej orientacji ze względu na to, aby odkryć i zrozumieć najgłębszy sens samego siebie i swego przeznaczenia.

Kiedy do historii człowieka na Ziemi odniesiemy religijność, polityczność i naukowość pomni tego, że przyroda nie znosi irracjonalności, to z historii tej da się odczytać, iż ludzkiej świadomości zadane jest intuitywne przekonanie, że logice przyrody, a więc wszystkiego co złożone, zadana jest Logika Ostateczności. W religijności ludzkiej dominuje przeświadczenie, iż początek wszystkiego wynika z Intelektu wyrażającego się w materialnym sprawstwie rzeczy. Stąd prawdą jest i to, że poznając przyrodę, usiłujemy odkrywać plan Stwórcy i tajemnice materiału, którego użył. Kiedy dociekamy istotowości przyrody, usiłujemy pytać jak powstała, a wspomagamy się pytaniami: kto, jak, kiedy i z czego. Fenomen naszej świadomości domaga się Fenomenu Ostateczności. "Kto" człowieka pyta o "Kto" w istocie Wszechświata. Bez obecności inteligencji w przyczynie, nie jest możliwa inteligencja w skutku. Logiczność człowieka nie jest możliwa do uzasadnienia jako zjawisko, które wynikło z materiału bez zawartości intelektualnej. Wszechświat a intelekt, czy Wszechświat a świadomość, to aporie, które wyznaczają dylemat przed każdą próbą sformułowania jednolitej teorii przyrody i konieczność zdawania sobie sprawy z tego, że w tej teorii musi zaistnieć rezonans między istotowością Człowieka i Ostateczności. Ponieważ każdy rezonans polega na wzmocnieniu, przeto w teorii wszystkiego ludzkość musi znaleźć wzmocnienie sensu i pomyślności swego istnienia.

Uczonym fizykom zdawać się może, że redukując fenomen Wszechświata do zawartości i objętości, wielce gwałcimy ogromny dorobek nowożytnego przyrodoznawstwa, tak obfitego w pojęcia i obliczenia matematyczne. Wykażemy, że tak nie jest.

Zwróćmy uwagę: Jeżeli o ciele (resp. korpuskule) powiemy, że jest i o przestrzeni (resp. polu) powiemy także, że jest, to zdawać musimy sobie sprawę z tego, że sprowadzając do pojęcia "rzeczywistości przyrody" sumaryczne występowanie ciała i przestrzeni, wytwarzamy precedens fizyczny i logiczny w tym momencie, kiedy odważymy się twierdzić, że rzeczywistość (przyroda) jest. Wszechświat bowiem na tym właśnie polega, że doświadczamy go jako ciało i przestrzeń. Prościej mówiąc, jeżeli ciało polega na zawartości, a przestrzeń polega na braku zawartości, to z sumy ciała i przestrzeni wynika głęboka sprzeczność. Przenosi się ona na pojęcie "rzeczywistości", które, związane z orzecznikiem "jest", wymusza twierdzenie, że przyroda jest i nie jest zawartością. W każdym zaś twierdzeniu, które polegałoby na orzekaniu o dowolnym przedmiocie, że w takim samym stopniu jest i nie jest, zawiera się kompletny brak logiczności (wszelkiego sensu). Sumując realizm ciała z realizmem przestrzeni łączymy zawartość i brak zawartości, podczas gdy zawartości odmawiamy w związku z przestrzenią.

Odmienność ciała i przestrzeni ma jednak podstawowe znaczenie dla sensu takich pojęć, jak nieciągłość i struktura, ale również ilość oraz ciągłość. Gdy bowiem poddać analizie pojęcia ciągłości i nieciągłości w związku z zawartością i brakiem zawartości, co jest rozważaniem o istocie rzeczywistości w związku z ciałem i przestrzenią, okazuje się, iż ciągłość przyrody domaga się akceptacji stanów przeciwnych. Jedność przyrody to sumaryczny sens ciała i przestrzeni. Jednolita teoria przyrody musi zatem opisywać sposób wykształcania się ciała i przestrzeni, a przeto uzgodnić zawartość przyrody z odmiennością jej składowych, a więc uzgodnić zawartość ostateczną z odmiennością zjawisk (resp. przejawów, postaci obiektów, oddziaływań).

Zawartość wydaje się nam obecna w ciałach a nieobecna w przestrzeni ponieważ wszystko, co w jakiś sposób zwarte (a więc gęste), objawia się realizmem mechanicznym, który najogólniej polega na zdolności do reakcji z naszymi zmysłami, ale przede wszystkim z naszym ciałem. Relacja ciało <-> ciało zdaje się nam być osnową faktyczności i realności, zaś relacja ciała do przestrzeni narzuca nam się jako pole dla zdarzeń i zmian. Uparcie sądzimy, że zmiany zachodzą w przestrzeni lecz polegają na fluktuacjach w obszarze zawartości. Stąd zawartość przyrody związano z pojęciami materii, substancji, tworzywa, materiału, ciała, korpuskuły, gdyż stawanie się nieodparcie kojarzy się nam z powstawaniem z czegoś, co ma substancjalną treść. Rzecz w tym jednak, że sprowadzanie zawartości do cielesności (materii, substancji) umniejsza sensowność przestrzeni.

Pierwszym z ludzi, który wskazał na sens jedności przyrody jako ciągłości bytu, był Parmenides z Elei, żyjący w V w. p.n.e. Posługując się ontologicznym pojmowaniem bytu, a więc wszystkiego tego, co jest, wykazał, co następuje: Byt jest, a niebytu nie ma. Wszelka przerwa w bycie, będąc niebytem, nie może być stwierdzana, ponieważ tego, czego nie ma, nie daje się ani pomyśleć, ani wyrazić. Nikt i nigdy po Parmenidesie nie wyraził się piękniej i trafniej o Wszechświecie, przeto nawet Werner Heisenberg w swych wykładach pt. "Fizyka a filozofia" (z 1957 r.) wskazał na piękno parmenidejskiej logiki dowodzenia, choć, jako twórca teorii nieoznaczoności, bronił on tezy dalekiej i przeciwnej stanowisku Parmenidesa.

Wydawać by się mogło, że idea ciągłości odnoszonej do zawartości przyrody kłóci się z tym, co zdaje się najbardziej naoczne w przyrodzonym świecie, czyli z faktem, że świat polega na mnogości obiektów posiadających zawartości własne, a więc istnienia wsobne. W takim pojmowaniu obiektów ich kształt sprowadza się do zarysu po brzegu zawartości. Rzecz w tym, iż obiekt sam w sobie przez zawartość ma sens jako obszar, w którym nie ma już struktury, a więc składników. W obiekcie pełnym przez zawartość, ta wynika już jako absolutnie ciągła (nieskończenie gęsta), zaś sam obiekt jako absolutnie odgraniczony od rzeczywistości okalającej. Zauważenia wymaga więc to, że w logice nieciągłości przyrody nie daje się pominąć ciągłości, gdyż obiekt jednorodny jest ciągłością treści swego obszaru - swego wnętrza.

Ciągłość jako brak struktury, w odniesieniu do obiektów elementarnych, powoduje załamanie się ich wyobrażalności, ponieważ jako pozbawione struktury wewnętrznej stają się tak dalece statyczne w sobie, że nie mogą mieć zdolności wytwarzania i odbierania sygnału. Obiekt absolutny przez wewnętrzną ciągłość nie może być stwierdzalny, ponieważ nie ma zdolności do objawów. Mnogość tak rozumianych obiektów nie ma także zdolności do przejawu "zespołowego", ponieważ niestwierdzalność obiektu jednostkowego jest niestwierdzalnością zbioru tychże obiektów. I to jest głównym sensem twierdzeń Parmenidesa, który wyczuwał przerwę w Bycie, jako to, co dziś można by nazwać cybernetyczną nieinformatywnością.

Kiedy zaś rozważać o przestrzeni jako o braku zawartości, to w zupełnie analogiczny sposób musimy odkryć ją jako ciągłą, lecz znów w ten niewyobrażalny sposób, jak pusta totalnie przestrzeń domaga się skrajnej gęstości niczego. Zatem ciągłość jako brak struktury, to pełnia skrajna, dla której nie ma znaczenia, czy jest to pełnia czegoś, czy pełnia niczego. Próżnia i substancja traktowane jako pełne wsobności ujawniają się jako złudzenia umysłu i jako skrajne niemożliwości logiczne i fizyczne.

Pełnia skrajna rozumiana jako brak struktury, a więc składników, jest tym samym niezależnie od tego, czy dotyczy ciała, czy przestrzeni. Z tego zaś wynika, iż przyrody nie da się pojąć posługując się teorią materii, ani nie da się pojąć posługując się teorią pola. O ile więc Parmenides z ciągłości bytu nie mógł wyprowadzić różnicy właśnie między ciałem i przestrzenią, o tyle Demokryt wywodząc własności przyrody z atomów, musiał zgodzić się na próżnię i brak uzasadnienia dla ruchu.

O ile Parmenides i Demokryt byli tymi, którzy opracowali dwie istotne próby dociekania własności przyrody z uwagi na jej podłoże wypełnieniowe, o tyle pozostali myśliciele greccy do ontologii i fizyki bytu nie wnieśli już nic nowego, gdyż nie jest możliwe stanowisko trzecie w sprawie zawartości Wszechświata, które by było zdolne uspójnić ciągłość i nieciągłość ciała i przestrzeni. Ograniczając się do Platona i Arystotelesa, którzy w najwybitniejszy sposób przyczynili się do badania uwarunkowań trafności sądzenia logicznego, trzeba powiedzieć, że tym samym starożytność wypracowała swoiście kompletny wykaz problematyki dla naukowego przyrodoznawstwa. Istotą tej kompletności jest to, że Wszechświat ma dwa pierwiastki: substancjalność i logiczność. Fakt ten zaś zadecydował o tym, że mimo pogańskiego pochodzenia, grecka myśl poznawcza weszła w obręb ontologii teozoficznej chrześcijaństwa, aby odżyć jako źródło inspiracji w instytucjonalizującej się nauce nowożytnej. Można by powiedzieć, iż nie ma żadnego zagadnienia naukowego, które nie miałoby śladu w filozofii greckiej.

Nowożytne przyrodoznawstwo nawiązało do atomizmu demokrytejskiego w przeświadczeniu, że w rozpoznaniu przyrody kluczowym problemem jest rozpoznanie materiału z jakiego zbudowany jest Wszechświat. Nieuchronną w takim nastawieniu jest niezbywalność pytania, jak Wszechświat powstał. W takim nastawieniu ontologicznym początek i koniec są składowymi, których nie można ominąć, ani z dociekań usunąć. W atomizmie finalizm jest zadany metodologicznie z poziomu ontologicznego. Nowożytni, fizykalnie nastawieni przyrodnicy o tyle zmodyfikowali atomizm Demokryta, o ile odstąpili od przypisywania pojedynczym atomom jakości. Fizycy nowożytni tak zwanego okresu klasycznego w miarę rozwoju badań nabierali przekonania, że u podstaw właściwości przyrody znajduje się elementarna cząstka materialna będąca składową pierwotnej materii kosmicznej, z której zbudowany jest Wszechświat. Istotnym dla tej koncepcji założeniem jest absolutna identyczność atomów (cząstek). Sądzono, że taki najpierwotniejszy obiekt będzie posiadał podstawową, niewielką ilość własności, zaś w różnych konfiguracjach ilościowych tychże pierwotnych obiektów znajdzie się rozwiązanie odmienności, które makroskopowo jawią się w złożoności i różnicach między substancjami. O ile Demokryt każdemu atomowi przypisywał swoistość jakościową, o tyle fizycy nowożytni odeszli od tego założenia w ten sposób, iż założyli istnienie tylko jednego atomu pierwotnego o elementarnych własnościach i przez mnogość jego występowania chcieli uzyskać obraz materii pierwotnej, składnikowo jednorodnej. Sądzono, iż przez zbudowanie modelu tej i takiej cząstki elementarnej i w oparciu o prawa ruchu i zderzeń, da się uzyskać całościowy, finalny obraz przyrody. Fizyka klasyczna szukała elementarności w jednej formie, a więc w jednego rodzaju obiektach.

W takim, a nie innym sposobie zmodyfikowania atomizmu demokrytejskiego przez nowożytnych przyrodoznawców, swoisty udział miała matematyka. Dziedzina ta, wyrastając z niepowodzeń w poszukiwaniu ilościowego wzorca w realnych ciałach, nabrała przekonania (za Platonem), że prawdy pojęciowe są wieczne i niezmienne. Ponadczasowa, skrajnie abstrakcyjna matematyka, fizykom jawiła się nadzieją, że końcem kłopotów z rozumieniem realnego świata będzie moment, w którym badania fizykalne doprowadzą do odkrycia elementarnego ziarna zawartości przyrody, którego rytm własności da się związać z rytmem matematyczno-ilościowym, w wyniku czego powstanie uniwersalna teoria wszystkiego. Matematyka, jako w swej istocie logiczna fizyka niczego i fizyka, jako matematyczna koncepcja logiki pełnego, w taki właśnie sposób wiązały się w teorię przyrodoznawczą. Mimo tak potężnej różnicy jak wnioskowanie o niczym, bo tym jest abstrahowanie ilości od obiektów fizycznie realnych, i wnioskowanie o obiektach realnych substancjalnie, fizycy zaczęli upatrywać poprawności swych ustaleń w matematyce. Matematycy zaś podobnie - obrastali w przeświadczenie, że matematyka spełni się w fizyce. W tym i takim mariażu fizyki z matematyką zaistniało podłoże do wysoce niebezpiecznego procederu naciągania teorii do praktyki. Odkrycie promieniotwórczości radioaktywnej na tym właśnie polegało, że potężnie zaburzyło postulowaną identyczność obiektów fundamentalnych co do prostoty i ilości.

Abstrakcjonizm matematyczny zaistniał już w głębokiej starożytności, kiedy z okazji handlu wymiennego uświadomiono sobie, iż nie daje się znaleźć takiej uniwersalnej składowej substancjalnej, która by dozwoliła określić wartość owcy względem wołu, czy wartość wszelkich dwu różnych rzeczy. To już wtedy zauważono, że 2 + 2 = 4, jest prawdą samą w sobie zawsze, zaś zupełnie nieprawdą, kiedy sens liczb związać z realnymi obiektami. Z tego powodu matematyka znalazła swe zastosowanie w odniesieniu do pieniędzy i pomiarów geometrycznych, gdyż w pieniądzu znalazło ujście oderwanie od materiału, a w pomiarach to, z czego zbudowane są drobiny ziemi czy złota.

Abstrahowanie od realności fizycznej w matematyce prowadzi do głębokich zaniedbań nie tylko logicznych, ale także teoriopoznawczych. Oderwanie liczb od związku z obiektami przyrodniczymi uniemożliwia analizę istoty odmienności i spostrzegalności. W następstwie tego pojęcia matematyczne przybierają postać obiektów matematycznych, które cechuje brak wymiaru konotacyjnego. Z tego względu język wyrażeń matematycznych traci sens czasowy. Wyrażenia matematyczne bazujące na abstraktach ilościowych tracą orzecznikowość, a więc nie podlegają regule definiowania z uwagi na definiens i definiendum. Dwa dodać dwa równa się cztery, to względem istoty definiowania twierdzenie, które niczego nie wyjaśnia, ponieważ "2 + 2" i "4" są tym samym. Jest to klasyczny przykład tautologii typu to = to. Ów pozór postępu w przyroście wiedzy na tym prostym przykładzie wynika z odmienności słownej (brzmieniowej), jaka zachodzi między dwa dodać dwa a cztery. W sensie zdaniotwórczym wyrażenie "2 + 2 = 4", mimo dwóch czasowników (dodać i równa się), nie niesie przyboru wiedzy. Cztery obiekty matematyczne przez zliczenie nie uzyskują przyrostu znaczeniowego, gdyż prawda o "4" i prawda o "1 + 1 + 1 + 1" jest jednym i tym samym. Zupełnie czymś innym zaś będzie 1 elektron + 1 proton, ponieważ w tym sumowaniu powstaje 1 atom wodoru, gdzie jeden elektron i jeden proton nie stanowią po połowie atomu wodoru, gdyż proton i elektron różnią się masą w stosunku 1 : 1836.

Matematyka zachowuje sens epistemologiczny tylko na poziomie arytmetyki sumy i różnicy, gdzie jest sensownym zliczaniem elementów w rytmie gotowej przyrodniczo obecności postaciowej. W rytmie matematycznych operacji ilościowych nie zawiera się rytm uzasadniający odmienność postaciową zjawisk i obiektów przyrodniczo rzeczywistych. Matematyka nie powoduje poznania desygnatowego, a to oznacza, że z teorii niczego nie jest możliwa teoria czegoś. Informatycy i cybernetycy doskonale wiedzą, że tak kalkulatory jaki i komputery nie dokonują mnożeń i dzieleń, lecz tylko dodawanie i odejmowanie przez kombinację jest sygnał - jest brak sygnału (!).

Przez skrajne oderwanie sensu ilości od istoty przyrodniczych procesów, w wyniku których zachodzi wykształcanie się odmienności postaciowych, matematyka traci zdolność do rewizji swych pojęć z tego powodu, iż wyrzeka się odnoszenia swych abstraktów do wyobrażeń psychicznych, co pozwoliłoby na analizę praw wyobrażania, a więc ostatecznie odkrycia np. rytmu obiekt - tło, czy zasady niezbędności kontrastu postaciowego jako warunku stwierdzalności logicznej i fizycznej. Abstrakcjonizm matematyczny blokuje analizę fizycznych i psychosomatycznych uwarunkowań wyobraźni matematycznej i jej płodów. Matematyka w jednym sensie interesuje wszystko, a w innym zupełnie nic. Jeżeli dwa razy widzę dwa jabłka w ten sposób, że pierwszy raz są to jedne dwa jabłka, a drugim razem inne dwa jabłka, to jest prawdą to, że w sumie widziałem cztery jabłka. Prawdą jest także, że dwa moje widzenia (dwóch jabłek) nie były jabłkami. Ale jeżeli dwa razy widziałem te same dwa jabłka, to nie jest prawdą, że widziałem cztery jabłka. W mnożeniu rytm faktów ilościowych wiąże się z rytmem obserwacyjnym i z tego powodu nie zawsze musi być to zliczaniem obiektów. Stąd wiarygodność sumy i różnicy polega na tym, iż tu rytm zliczania odpowiada rytmowi występowania. Abstrahowanie matematyczne jako wielka wada ujawnia się już na poziomie mnożenia przez wykazywanie braku wpływu miejsc mnożnej i mnożnika na wartość iloczynu. Pięć obserwacji jednego obiektu nie jest bowiem stwierdzeniem pięciu obiektów. Tu 5 x 1 i ten sam obiekt znaczy 1 obiekt i pięć obserwacji.

Innym przykładem groźnej wadliwości matematyki jest to, w jaki sposób matematyka podchodzi do pojęć pojedynczości, mnogości, całości i części. Wadliwość polega tu na tym, że pojęcie części w zupełnie dowolny sposób może być podstawione do całości. Inaczej mówiąc, dowolny obiekt fizyczny w każdym momencie może być sprowadzony do całości i stać się początkiem matematyki części. Jeden w sensie "1" dla matematyki jest jednością i pojedynczością równocześnie, a krotność jest z jednej strony drogą do zbioru, a z drugiej tworzeniem części tegoż zbioru. W fizycznym sensie całość i część stanowią sobą zagadnienie kosmologiczne i fizyczne w tym znaczeniu, w jakim chodzi o wyjaśnienie stosunku części Wszechświata do całości Wszechświata.

Kiedy budujemy pojęcie Wszech-świat, to pojęciu temu nadajemy sens jako wszystko, co w nim jest. Zatem uznajemy go jako całość ostateczną, poza którą nie ma nic większego, ponieważ Wszechświat straciłby sens "wszech", a więc sens całości. Jak zatem matematycznie oznaczyć Wszechświat?! Jeżeli zdecydujemy się na oznaczenie go przez "1", to sens takiej ilości uzyskuje znaczenie jako pojedynczość całości. Oznacza to zaś tyle, że nie wolno do żadnego z elementów struktury Wszechświata odnieść "1" ponieważ w ten sposób sensowi części nadalibyśmy sens Wszechświata. Fizyka Wszechświata domaga się teorii matematyczności Wszechświata a nie matematyki Wszechświata. W takim podejściu pytamy o to, jak z własności Wszechświata wynika istnienie matematyki, a nie o to jak z matematyki wynika Wszechświat (!).

W przeprowadzonej powyżej krytyce matematyki nie zawiera się nic z tego, co mogłoby być niemoralną ignorancją tej dziedziny ludzkiej wiedzy lub próbą unieważnienia wielu cennych właściwości aparatu matematycznego. Usiłowaliśmy jedynie wykazać, że przez abstrakcjonizm matematyka nie ma heurystycznej własności wyprowadzania wiedzy o zjawiskach nieznanych. Pokazaliśmy, że matematyczność jako zdolność bycia przez matematykę składową nauk przyrodniczych zalega wokół zagadnienia związku między częścią i całością kosmologicznej i kosmogenicznej istotowości Wszechświata. Wszystko, co pozostałe w matematyce, przynależy do arytmetyki i jest pracą nad umiejętnością liczenia różnymi sposobami. Matematyka i fizyka stają się zaś nauką o przyrodzie z momentem rozważań nad metryką pochodniości struktur w sensie ich wywiedlności z megacałości jaką jest Wszechświat.

Wszechświat, aby był pojedynczy, wcale nie musi być "obiektem" skończonym. Nieskończoność jest także wymiarem i równie realną jest jej zawartość. Omawiając atrybuty skończoności wykazaliśmy, że kończą się one kolapsami logicznymi typu parmenidejskiego i demokrytejskiego, ponieważ brzeg struktury kończy się wsobnością, która przechodzi w ciągłość jako brak przerw w strukturze obiektu fundamentalnego.

Jeżeli zaś ciągłość odnosić do obiektu globalnego typu Wszechświata, to nie daje się wyprowadzić i uzasadnić różnicy między ciałem i przestrzenią, a więc między materią i próżnią. Do tych samych niewydolności poznawczych dochodzimy zarówno wtedy, kiedy rozważamy fundamentalny mikroobiekt, w którym już nie ma składowych, jak i wtedy, kiedy Wszechświatowi przypisujemy ciągłość, której odmawiamy możliwości posiadania przerw. Oznacza to, że wszelka zawartość zamknięta w wymiarze i sprowadzona do jedni postaciowej, nie daje się sprowadzić do procesu różnicującego i zdolnego generować wielopostaciowość.

Czytelnik zechce zauważyć, że w tej części naszych wykładów nie używaliśmy pojęć, z którymi tak usilnie dążyło oswajać nas atomistyczne przyrodoznawstwo. Takie pojęcia jak "masa", "energia", "korpuskuła", "pole", "obiekt", "ruch", "zdarzenie" są w istocie swoistościami znaczeniowymi tkwiącymi i sensownymi tylko w obrębie ontologii i epistemologii nowożytnego atomizmu filozoficzno-fizycznego. Fizyka współczesna nie udziela odpowiedzi na pytania typu: "Co to jest grawitacja?", "Co to jest energia?", a wręcz przeciwnie, pytaniom tego typu odmawia sensu naukowego. Wynika to zaś stąd, że fizycy upatrują sensu wyjaśniania w symetrycznym szukaniu odpowiedniości między zjawiskami. Jest to usiłowanie matematycznego sprowadzania równoważności zjawisk do równoważności ilościowej. Fizycy zarzucili pytanie o to, jak jest możliwa ilość i proces dozwalający na rytm ilościowy. Dla fizyków matematyka jest możliwa jako byt wcześniejszy od Wszechświata i zapominają oni, że aby mogło być możliwe zliczanie, niezbędnym jest uprzedzająca obecność mnogości obiektów dających się zliczać. Tego rodzaju przeświadczenie nie dozwala na odkrycie zależności między rytmem i istotowością wyobraźni a rytmem i istotowością obiektów, które zmysłami wprowadzamy ze świata rzeczywistego do wyobraźni przechodzącej w świadomość. Nie umiemy odkryć, iż człowiek jest świadomy z uwarunkowań kosmologicznych, a nie z własnych szczególnych predyspozycji wsobnych. To całość "organizuje" części, z człowiekiem włącznie.

W naszym książkowym wykładzie pt. "Cybernetyczny sens..." pokazaliśmy, czym grozi przeładowanie matematycznością fizyki, która w trosce o prymat w nauce spowodowała tyle niejasności pojęciowych, iż sama sobie zablokowała rozwój. Utrzymywana na siłę wadliwość fizyki i nakładanie tej wadliwości na przyrost manipulatywnie osiąganych możliwości technologicznych, ostatecznie spowodowało, iż z rozwoju technologicznego nie wynikało oddziaływanie zwrotne na fizykę i matematykę. Stąd to ten właśnie fakt, że poza świadomością informatyków i teoretyków przyrody znalazło się ontologiczne i teoriopoznawcze znaczenie generatora i bitu informatycznego. Stało się to w sytuacji, kiedy w fizyce pojęcie materii przestało nadawać się na przedmiot badań tej dziedziny, a tym co umożliwiało przedmiotowo skorygować przyrodoznawstwo, okazał się generator bitu informatycznego. Generator i jego wytwór - bit, w prostej logicznie analizie prowadzą do odkrycia, że Wszechświat jako całość jest substratem, który ma zdolność różnicowania się na przeciwstawne postacie zjawiskowe. Substrat, to po prostu zawartość czynna, która wyraża się asymetrią zawartości do objętości. Niejawność substratu Wszechświata względem postaci swych przejawów, to tyle co możliwość wyprecyzowania tego, w jaki sposób Wszechświat jest ciałem, przestrzenią i ośrodkiem. Niniejszym wykładem staraliśmy się uzupełnić treść zawartą w książce pt. "Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata". Jednocześnie mamy nadzieję, że wraz z czasem ukazania się tego wykładu w języku polskim i językach, którymi prześwietnie operują współautorzy międzynarodowego adresu naszych wysiłków - że do tego czasu nasz artysta grafik da Czytelnikom możliwość zobaczenia Wszechświata z pomocą obrazów żywych, animowanych, co w języku polskim oznacza: obrazów z duszą ich znaczenia. Zapraszając do posiłkowania się treścią naszego książkowego wykładu, zapraszam na wykłady kolejne, w których uszczegóławiać będziemy tak fizykę, astronomię jak i inne dziedziny nauki.

 

Źródła:  http://m.sheller.nazwa.pl/assets/files/ksiazki/cybernetyczny_sens_pol/index

 
 
 
FacebookWykop.plŚledzikTwitterBlip.plGoogle BookmarksSitehoover
Dodaj do:Do obserwowanych Do lubczasopisma
 

skomentujKomentarze do notki6 |Zgłoś nadużycie
 
  • Panie Franciszku!

    Nam się do tej pory zdawało,że objętość jako efekt zjawiskowy przynależy do obiektu i jest jakby jego obrysem powodowanym przez ostatnią, najbardziej zewnętrzną jego warstwę. A to nie prawda: efekt objętości jest pochodną kontrastu, jaki powoduje inność obiektu wzglętem inności otoczenia (przestrzeni, ale nie tylko). Warunkiem kontrastu jest przeto odmienność postaciowa. Jest to relacja obiekt - tło w sensie psycho-spostrzeżeniowym, ale i w wyobraźni funkcjonuje jako relacja przedmiot wyobrażany - pole wyobraźni. Bez dwóch momentów odmiennych nie ma zjawiska ekspozycji. To, co stanowi o jawności obrysu przedmiotowego jest współtworzone przez obiekt i tło i tu zachodzi tak zwany stan brzegowy. Stan brzegowy zaś jest osobliwością, czyli miejscem styku dwóch odmienności. Kiedy na obszar brzegowy nakierujemy stosowny impuls pomiarowy, to okazuje się, że i ujawnia się kolejny poziom kosmiczny i nowa struktura.

    Fenomen przyrody polega na tym,iż zdaje się nam,że zawartość zachodzi tylko w obiektach masywnych, natomiast przestrzeń pozbawiona jest zawartości. Otóż gdyby to było prawdą, to przestrzeń nie manifestowałaby się objętością. Wszystko to,Panie Franciszku,odnajdzie Pan skrupulatnie opisane w kolejnych częściach.

    Co zaś się tyczy czasu: Czas jest zjawiskiem polegającym na pochodnej pamięciowej. Trudność rozumienia zjawiska czasu wynika stąd, że nie umiemy rozróżniać czasu od odległości.

    Otóż zachodzi bardzo istotna różnica między "odległością" a "oddaleniem". Oddalenie jest zjawiskiem fizycznym i polega na przesunięciu lokalizacyjnym. Aby mogło występować oddalenie, musi zachodzić conajmiej obecność dwóch obiektów i choćby jedna przestrzeni. Oddzielność obiektów między sobą decyduje o ich tożsamościach. Stąd tożsamość a identyczność nie są tym samym.

    Odległość jest zatem oszacowanym przez użycie miary oddaleniem. Prościej : odległość jest miarą oddalenia.

    Czas jest zatem formą szacowania oddalenia przez odniesienie do ruchu.
    I o ile można by powiedzieć,że odległość uchwycona statycznie, czyli przez pomiar za pomocą miary sztywnej, to czas jest miarą dynamiczną, czyli chwilą podlegającą pamięci, niezbędną do przebycia drogi od jednego ciała do drugiego. Czas jest przeto pojęciem i wrażeniem uwiklanym w prędkość, oddalenie i akt pamięci.

    Otóż Albert Einstein był całkowicie przytomny tego,że gdyby była możliwość prędkości nieskończonej, czyli ruch natychmiastowy, to czas jako wartość fizyczna traci sens: tak fizyczny jak i logiczny. Proste to,że gdyby ciało mogło się przemieścić ku drugiemu natychmiastowo, to byłby to efekt w czasie 0.

    Zatem stawiając postulat największej prędkości w przyrodzie, jako prędkości liczbowo skończonej, Albert Einstein zabezpieczył matematycznie swoją teorię przed ograniczonym sensem, czyli wyeliminował przypadek bezsensu czasu przy prędkości nieskończonej.

    Analiza zaś tego, na ile Einstein był świadomy tego, co powyżej opisałem, jest zawsze niezręczna, jak prowadzi do pytań, na ile Einstein był świadomy powyższych faktów, a na ile mógł pozwolić sobie na swoistą manipulację. Rozmowy na ten temat delikatność swoją mają w tym,że tu jest łatwo o wprowadzanie pomówień uczonego i zahaczanie o niegodziwości.Nie miałem nigdy ambicji zostania "poprawiaczem" nie tylko Einsteina.

    Nie jest możliwy czas bez obiektów oddalonych i dynamicznych ich zachowań i przedewszystkim bez aktu pamięciowego.

    Będzie zatem dobrze,jeżeli tak jak Pan zapowiada, niepewności tu i teraz zcedujemy na nadzieję ich rozwiania w dalszych partiach lektury.

     
    MIĘDZY BOGIEM A PRAWDĄ 19 122  | 15.09.2010 12:54Service.lockUserShow(26631); zablokuj
     

     
  • Panie Stanisławie

    Zasygnalizuję to, co "zazgrzytało" podczas lektury (wytłuszczenia moje):

    1) "Zawartość ma zatem główny sens jako materiał i daje się odnieść do takich pojęć jak: materia, ciało, istnienie, substancja, obiekt, korpuskuła, masa, ważkość, ciężar, gęstość, zawartość, wypełnienie, występowanie, obecność, fakt, realność itp.
    Czy powyższe nie jest przypadkiem błędnym kołem pośrednim w definiowaniu?

    2) pusta przestrzeń - czyli przestrzeń bez zawartości? Podkreślał Pan (w pierwszym akapicie), że jest to błąd w rozumieniu Przyrody

    3)"Sumując realizm ciała z realizmem przestrzeni łączymy zawartość i brak zawartości, podczas gdy zawartości odmawiamy w związku z przestrzenią." - wytłuszczona część zdania wydaje mi się zbędna, jako że informację o braku zawartości przestrzeni podał Pan już wcześniej.

    4)"Rzecz w tym, iż obiekt sam w sobie przez zawartość ma sens jako obszar, w którym nie ma już struktury, a więc składników." - tu potrzeba chyba uszczegółowienia obiektu, które pojawia się dopiero w następnym akapicie -> "Ciągłość jako brak struktury, w odniesieniu do obiektów elementarnych [...]". Może trzeba zmienić kolejność zdań?

    5)"W obiekcie pełnym przez zawartość, ta wynika już jako absolutnie ciągła (nieskończenie gęsta), zaś sam obiekt jako absolutnie odgraniczony od rzeczywistości okalającej. Zauważenia wymaga więc to, że w logice nieciągłości przyrody nie daje się pominąć ciągłości, gdyż obiekt jednorodny jest ciągłością treści swego obszaru - swego wnętrza.
    Z wcześniejszych rozważań nie wynika, że "obiekt pełny" jest tożsamy z "obiektem jednorodnym".
    Podobne zastrzeżenia odnieść mogę co całego następnego akapitu, gdzie występują aż trzy obiekty: elementarny, absolutny i jednostkowy. Tworzy się mętlik.

    6) "Kiedy zaś rozważać o przestrzeni jako o braku zawartości, to w zupełnie analogiczny sposób musimy odkryć ją jako ciągłą, lecz znów w ten niewyobrażalny sposób, jak pusta totalnie przestrzeń domaga się skrajnej gęstości niczego. Zatem ciągłość jako brak struktury, to pełnia skrajna, dla której nie ma znaczenia, czy jest to pełnia czegoś, czy pełnia niczego. Próżnia i substancja traktowane jako pełne wsobności ujawniają się jako złudzenia umysłu i jako skrajne niemożliwości logiczne i fizyczne."
    Zupełnie pogubiłam się w tym i następnym akapicie. Domyślam się o co chodzi ale to nie wynika z tekstu, a powinno. Może to z powodu mnogości pojęć, które trudno jest mi uznać za równoimienne?

    Na razie tyle muszę chwilę odpocząć.
    MAGIA 0 421  | 16.09.2010 17:07Service.lockUserShow(2113); zablokuj
     

     
  • Drogi Stanisławie

    Za zdania:
    Fizyka Wszechświata domaga się teorii matematyczności Wszechświata a nie matematyki Wszechświata. W takim podejściu pytamy o to, jak z własności Wszechświata wynika istnienie matematyki, a nie o to jak z matematyki wynika Wszechświat (!).
    oraz
    To całość "organizuje" części, z człowiekiem włącznie.
    należy Ci się szczególne uszanowanie.

    Dziękuję.

     
    MAGIA 0 421  | 16.09.2010 18:27Service.lockUserShow(2113); zablokuj
     

     
  • Magio!

    Nie dziwię się ,że jesteś na etapie rozterek pojęciowych. I jest to zupełnie coś normalnego, jak zmiana sensu, który ma zmienić dotychczasowe pojmowanie Przyrody, nie jest możliwa przez wprowadzenie zupełnie nowych konotacji, czyli nazw i znaczeń językowych. Poza rozdziałem, który komentujesz, jest jescze 11. Każdy następny dotyczy jednego i tego samego zbioru postulatów, a zmieniają się tylko aspekty i doprecyzowania pojęciowe.

    Zaprezentowany niniejszem cykl rozważań już na wstępie określiłem jako sprawozdanie z moich dociekań, czyli jak się rzecz rodziła.
    Jest to materiał z jednej strony źródłowy, a z drugiej pomocniczy względem cyklu moich rozważań zeprezentowanych na moim blogu głównym, gdzie omawiam podstawy unifikacji spełniającej warunki TOE.

    Niniejszy cykl rozważań ma zdać sprawę z możliwych zmian sposobu rozumienia Przyrody w jej fenomenie, a nie pouczać nierozumiejących, ani wytykać błędów.

    Dla mnie będzie wielką satysfakcją, jeżeli zasłużę sobie na pełną lekturę wszystkich części choćby przez kilku czytelników.

    Póki co serdecznie zachęcam do wytrwałości i dziękuję za okazaną ciekawość mego wysiłku!
     


 

 

Tym samym, który pisze na blogu Eureka tut.Salonu. Tu zamieszczam materiały uzupełniające.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie