Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Między Bogiem a prawdą Między Bogiem a prawdą
572
BLOG

Cybernetyka Wszechświata cz.II.

Między Bogiem a prawdą Między Bogiem a prawdą Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Cybernetyczny rytm Wszechświata

ISBN 83-915922-7-2
Wykład II
  Lennestadt, 14.09.2007

Cybernetyczny rytm Wszechświata



1.  Matematyka, fizyka, logika a natura istotowa Wszechświata

1.   Wskazując na związek między generatorem informatycznym i bitem, pokazaliśmy, że mnogość jest następstwem procesu wykształcania się odmienności postaciowych. Dowiedliśmy, że nie jest możliwa odmienność fizyczna pełna w ten sposób, aby mogły być możliwe dwa obiekty, których zawartości byłyby całkowicie odmienne, ponieważ skrajna odmienność prowadzi do pełnej odgraniczoności. Przy pełnym oddzieleniu zawartości obiektów stają się one rodzajami w sobie z jednej strony, zaś przestają mieć sens fizyczny z drugiej strony przez to, że każde odnoszenie takich obiektów do ich otoczenia zmusza nas by uznawać to otoczenie za inny obiekt - równie oddzielny, gdyż oddzielność skrajna obiektu uniemożliwia jego uwspólnienie ze środowiskiem zewnętrznym. Obiekty o pełnej izolacji zawartościowej nie mają zdolności bycia uczestnikami środowiska, a więc w zbiorze mnogim przez ilość obiektów skrajnie pełnych przez zawartość nie może wystąpić zjawisko ośrodka, który warunkuje to, co w fizyce nazywa się oddziaływaniem.

Skrajnie rozumiana zawartość, jako skończoność ilościowa, zamyka się obrysem, wewnątrz którego nie ma składowych (struktury) i jednocześnie wyłania się dylemat ciągłości. Część przez skończoność zawartości ujawnia problem ciągłości przez brak struktury. Wykazaliśmy, że brak struktury ma ten sam sens niezależnie od tego, czy brak struktury uzasadniamy brakiem zawartości, czy pełnią zawartości. Tkwi tu dylemat relacji jakość - ilość.

2.   I rzeczywiście: ilość ma sens, jako istnienie obiektów "jakoś" pełnych w "jakoś" pustej przestrzeni. Zanik różnicy między obiektem a przestrzenią jest końcem matematyki i fizyki równocześnie. Nie ma zaś żadnego znaczenia to, czy zanik ten wyniknie w następstwie zrównania się obiektu z przestrzenią, czy przestrzeni z obiektem. Matematyczność przyrody ma ograniczony sens przez to, że matematyka ma początek w strukturze, nigdy odwrotnie. Bez struktury nie ma matematyki. Oznacza to, że jeżeli fizyce przypiszemy zadanie wyjaśnienia istoty struktury Przyrody, to tak rozumiana fizyka będzie dziedziną badającą równocześnie granice sensu epistemologicznego matematyki. Przypisywanie pojęciom matematycznym wymiaru prawdziwości ponadczasowej jest głębokim nieporozumieniem. Wszystkie wskazywania na uniwersalność prawd matematycznych przez ich niezmienniczość logiczną wynikały stąd, iż zdawało nam się, że wyobrażenia jako akty umysłowe są tworami czysto pojęciowymi, które nie mają w sobie żadnej zawartości fizycznej. W rzeczy samej zaś obiekty matematyczne jako twory logiczne - pełne w sobie przez logiczność, są niemożliwe: logika logiczności jest sprzecznością przez skrajność tautologiczną.

Ilość jest następstwem struktury. Jeżeli nie rozumiemy struktury, nie rozumiemy ilości. Oznacza to, że jeżeli pytamy o to jak możliwa jest struktura, równolegle usiłujemy wyjaśnić jak możliwa jest ilość. Ilość w matematyce ma dwa aspekty gdyż odnosi się do wymiaru i krotności. Wymiar ma sens geometryczny zaś krotność ma wymiar arytmetyczny. Jeżeli z geometrią wiązać objętość, to ta ma sens jako obrys. Ponieważ w obiektach zwartych daje się wyróżnić powierzchnię i wypełnienie, przeto jest możliwe tworzenie geometrii płaszczyznowej (figuralnej) i geometrii przestrzennej, nazywanej wielowymiarową. Co zaś się tyczy krotności ilościowej, to tutaj ogromnie istotnym jest już dylemat obserwowalności i stwierdzalności. W skali makrokosmicznej w niewielkim stopniu zachodzi brak pewności co do tego, czy obserwujemy dwa obiekty, czy dwa razy obserwujemy ten sam obiekt. Zagadnienie tożsamości obiektu w akcie obserwacyjnym wystąpiło z całą mocą w związku z fizyką mikrokosmosu. Znane z przeszłości uwagi filozofów co do realności doznań zmysłowych, rozumowych i obiektów samych były tylko formą przygotowania do nowożytnego dylematu obserwator - obiekt obserwacji.

Wykazując, że obiekt sam w sobie pełny przez zawartość i obiekt sam w sobie pusty przez brak zawartości (próżnia bez zawartości) nie są możliwe tak fizycznie jak i logicznie, wykazaliśmy tym samym, że nie są możliwe obiekty matematyczne jako obiekty przyrodniczo puste. Oznacza to, że nie jest możliwa matematyka jako dziedzina składająca się z pojęć nie mających treści semantycznej. Matematyka jako dziedzina dedukcyjna, której elementami składowymi są pojęcia nie mające desygnatowego realizmu, jest dziedziną, której umowność może mieć sens wysoce ograniczonych kompetencji logicznych i żadnych kompetencji przyrodoznawczych. Jest prawdą, że dwa jabłka dodać dwa jabłka równa się cztery jabłka. Jest także prawdą, że 2 + 2 = 4. Ale prawdą wyższą jest zaś to, że z tych stwierdzeń nie wynika żadna przesłanka, która w jakikolwiek sposób wiązałaby się z możliwością uzasadnienia istotowości tkwiącej w jabłku. Oderwanie treści ilościowego sumowania jabłek od samych jabłek jest ułudne gdyż zdaje się nam, że treść 2 + 2 = 4 uzyskuje wymiar uniwersalnej prawdziwości w nieskończoności czasowej i obszarowej, co wyraża się twierdzeniem, iż "2 + 2 = 4 jest prawdą zawsze i wszędzie". Niebezpieczeństwa takiego typu rozumowania są dwojakiego rodzaju: 1) uznaje się matematykę za realną ponad przyrodą, 2) uznaje się, że pojęcia mogą mieć sens tylko wyobrażeniowy co jest insynuowaniem, iż jest możliwa logika w logice, i, że akty takie są możliwe w całkowitym oderwaniu od wszelkiej substancjalności (zawartości). W języku psychologów i neurofizjologów oznaczałoby to, że pojęcia mogą być możliwe jako emanacje wywodzące się z mózgów, ale nie będące jego somatycznymi częściami. Umysł uznający istnienie pojęć abstrakcyjnych mami przez to, że poznanie wiąże skrajnie z aktywnością poznawczą tkwiącą w człowieku i z istnieniem prawd matematycznych w relacjach pojęciowych, których sens umiejscawia ponad przyrodą realną.

W sprawie matematyki oceny myślicieli są wysoce rozbieżne. Nie ma zgody co do tego czy wolno matematykę uznawać za naukę przyrodniczą, a także i tego czy jest w ogóle dziedziną naukową. Wynika to stąd, że nie ma jasnych kryteriów wskazujących co nazywać matematyką, a co arytmetyką. Oznacza to, iż nie rozumiemy na czym polega logiczność matematyki. Logiczność jest zagadnieniem językoznawczym, teoriopoznawczym i przyrodoznawczym, a to oznacza, że tak ilość jak i jakość wymagają odniesień ontologicznych, epistemologicznych i fizykalnych, gdyż tak pojedynczość jak i mnogość są faktami, których wyjaśnienie wymaga rozwiązania aporii część - całość, obiekt - przestrzeń, materiał - przejaw, zawartość - wszechświat, obserwator - obiekt obserwowany, ale i człowiek myślący - obiekt myślany oraz pojęcie - przedmiot pojęcia.

Arystoteles w swojej teorii sylogistycznej bardzo trafnie wykazał logiczność sprowadzając ją do teorii definiowania, o której twierdził, że dochodzi do skutku przez sprowadzenie obiektu definiowanego do klasy ogólniejszej z dodaniem wyróżnika w postaci wskazania tej cechy, której nie posiada żaden inny obiekt w tej klasie się mieszczący, z wyjątkiem tego, który definiujemy. Siłą przyrodznawczą sylogizmu arystotelesowskiego jest to, że procesualności logicznej odpowiada procesualność odmienności jako wyodrębnianie z całości. Klasy obiektów są bowiem formami całości, zaś obiekty - częściami.

Definiens i definiendum stanowią zatem formę relacji obiekt - tło, gdyż z tła, przez ogólność, definiowanie wyłania obiekt jako szczególność. Rytm definiowania ulega zatrzymaniu w momencie gdy nie możemy znaleźć wyróżnika dla definiensa. Bez wyróżnika obiekt definiowany uzyskuje tautologiczność typu "ten jest ten", "ta jest ta" lub "to jest to". Nie jest zatem przypadkiem, że wielcy znawcy teorii poznania zawsze wskazywali, iż postęp poznawczy załamuje się na tautologiach, zakrytych pozornościami odmian nazewniczych. Jeżeli np. gwieździe przydamy znaczenie "ciała niebieskiego", a w innym znaczeniu także "źródła światła", to łatwo w twierdzeniu o gwieździe, iż jest ciałem, które jest źródłem światła, mieć poczucie uczoności sądu, w którym nie zauważamy, że nasza definicja gwiazdy sprowadza się do tautologii "światło to jest światło" lub "ciało świecące jest świecącym ciałem". Zagadnienie wyróżnika jako warunku uchwycenia odmienności jest zatem ściśle związane z wywiedlnością różnicy między częścią i całością i różnicy między częścią daną i częścią inną. Zagadnienie obiektu i tła to zagadnienie aporii ciało - przestrzeń, ale także zagadnienie aporii: obiekt dany na tle innych obiektów. W sytuacji, gdy tłem są obiekty, to definiens dochodzi do bycia określonym przez wykazanie w nim tej cechy, której nie posiadają obiekty znajdujące się w tle.

Zanik kontrastu jest zanikiem odmienności. Oznacza to, że sens odmienności obiektów i pojęć załamuje się wedle tego samego prawa: wedle prawa tkwiącego w relacji obiekt - tło. To zaś oznacza, że rytm logiczny i rytm fizyczny tkwią w nadrzędnym rytmie, który sprowadza się do istotowości procesu wyłaniania się różnic w sposobie istnienia przyrody. Wykazaliśmy, że rytm uwspólniający rytm logiczny z rytmem fizycznym sprowadza się do zagadnienia: Wszechświat - część Wszechświata, jako kosmologiczne zagadnienie: całość ostateczna - część ostateczna. Matematyka i fizyka na tym poziomie mają się do siebie tak: odkryć sens ilości (matematyka) oznacza odkryć sens jakości (fizyka). Oba te zamiary sprowadzają się do związku ilość - jakość w związku z procesualnym sensem zawartości. Zatem fizyki nie uzasadni matematyka przez ilość ani matematyki nie uzasadni fizyka przez jakość.


2.  O matematyce nieco ściślej

Wartościowanie matematyczne zrodziło się wraz z handlem wymiennym. I to jedno zdanie zawiera całą historię matematyki w tym znaczeniu, w jakim mimo usilnych starań nie udało się znaleźć uniwersalnego składnika przyrody, który by występował we wszelkich rzeczach. W tym procesie trwającym aż do dzisiaj odkryto przede wszystkim to, że sensu matematycznego przybywa wtedy, kiedy od liczby odrywamy to, na co chcielibyśmy ją nakierować. Jest to operacja abstrahowania ilości od jakości. W tej operacji liczba staje się fizycznie pusta, a twierdzenia ilościowe bezczasowe ale w sensie silnej aktualności teraźniejszej. 2 + 2 = 4 jako dwa dodać dwa równa się cztery, stanowi orzeczenie faktu posiadającego czas teraźniejszy w taki sposób, że w tym czasie jest zwinięta przeszłość i przyszłość. Oznacza to, że teraźniejszość 2 + 2 = 4 ma szerokość obowiązywania w prawdziwości ponad realnym czasem, a więc szerokość uprzedzającą początek i wykraczającą poza koniec wszelkiej realności fizycznej. Na tym polegał platonizm, pitagorejski kult religijny liczby, na tym też polega poetyka współczesnych zachwytów nad pięknem równań matematycznych. Rzecz w tym, że w abstrakcjonizmie matematycznym unicestwieniu ulega matematyka jako język(!). W matematyce nie ma ani jednego składnika znaczeniowego, któremu można by przypisać matematyczność w odróżnieniu od niematematyczności. Układ liczb w odniesieniu do "zestawu" 1-10 nazewniczo sprowadza się do pojęcia "jeden", zaś pozostałe nazwy liczb od dwóch do dziesięciu odnoszą się do składowych rytmu mnogości w ten sposób, iż poszerzają mnogość lecz jej nie usensowniają. W nazewnictwie składników układu dziesiętnego "1" (jeden) stanowi koniec pojedynczości i początek krotności, zaś kolejne ilości są mnogością, która nie uzasadnia ani swych składowych, ani samej siebie. Matematyka już na poziomie arytmetyki nie ma definicji tego, na czym polega obiekt oznaczany jako "1". Wszystko, co mnogie, jest krotnością niezdefiniowanej pojedynczości. Oznacza to, że "jeden" może być synonimem części lub całości w zależności od tego, do czego "jeden" odniesiemy. Zdawać by się mogło, że to, o czym mówimy, matematycy, lecz nie znawcy matematyki, mogliby uznać za uregulowane na poziomie arytmetyki. Tak nie jest! Zliczanie i szeregowanie ilościowe w matematyce ma różnorakie znaczenie, które uwidacznia się z momentem odnoszenia pojęć liczbowych (ilościowych) do konkretnych znaczeń fizycznych, a więc do składników realnej przyrody. Kiedy zliczamy np. stado koni, zaczynamy od jeden, dwa, trzy itd. Kiedy jednak liczbę odnosimy do obserwacji, czyli aktów spostrzeżeń, i do czynności człowieka na rzeczach, wtedy zaczynamy od raz, które już na poziomie dwa zmienia sens słowny, gdyż przyjmujemy domyślnie, że mówimy "dwa razy". Analizując skrupulatnie język matematyki, odkrywamy matematykę jako antyjęzyk w tym znaczeniu, że jest ona mechanistyką ilości i przez to quasi-językiem pozbawionym realizmu procesualnego, a więc zdolności przechodzenia z sensu matematycznego w sens przyrodniczy (sic!). Próby słownego zapisu znaczeń matematycznych sprowadzają się do odkrywania tego, co stanowi o pytaniu jak do języka matematyki ma się sens wyrażeń "dwa" i "równa się", i jak składający się z nich język matematyki ma się do języka ogólnego, w którym wyrażenie buduje się z obiektu, działania, czasu, a więc definiensu, definiendum i logiczności twierdzenia (orzekania). Nauczanie matematyki zawsze polega na uczeniu definiowania matematycznego przy użyciu języka ogólnego, co prowadzi do wymuszania przekonań, że język ten jest nieścisły, nieprecyzyjny, niedokładny. Uczniowie zaś gubią przy tej okazji rytm logiczny i nie pojmują dlaczego nie potrafią zrozumieć tego, na czym polega "2", czy tego na czym polega "razy (x)", lub też tego na czym polega "punkt", "wynikanie", i ostatecznie "prawda". Nie znam kursu matematyki, w którym by objaśniono historię i językową istotność matematyki. Trywialnie i brutalnie mówiąc, językiem ogólnym można napisać wiersz o matematyce, lecz językiem matematycznym nie da się wyrazić choćby tego, że "uczyłem się matematyki" albo też tego, że "źle się dzisiaj czuję". Język matematyki nie ma odniesienia do procesualności przez to, że jest językiem, w którym pojęcia nie mają początku i końca w sensie logicznym i fizycznym. Oznacza to, że z niczego nie wynikają i do niczego się nie odnoszą. W opozycji do matematyki jest więc Przyroda przez to, że jej struktura ma przyczynowy sens w "materiale" (zawartości) i zmianie jako zdolności wynikającej z własności tegoż "materiału". Opis matematyczny zatem zawsze musi być wtórny względem odkrywanych umysłem i intuicją ludzką zjawisk (własności) przyrody. Wszystko co dotąd powiedzieliśmy wskazuje na to, iż matematyka jako dziedzina poznawcza ma sens przyrodoznawczy tylko w odniesieniu do dylematu pojedynczości i mnogości w przyrodzie, zaś cała reszta czyli wszystkie sposoby obliczania, przynależy do sztuki rachowania, w której obrębie znajduje się tak arytmetyka liczb naturalnych jak i rachunki: całkowy i różniczkowy(!). Zagadnieniami matematycznymi sensu stricto są te, w których usiłuje się badać zgodność matematyki z teorią poznania rozumianą jako poszukiwanie języka zdolnego być skutecznym narzędziem poznania naukowego przyrody. Jest więc istotnym aby Czytelnikowi wyjaśnić, iż w tym wykładzie nie czynimy potępienia matematyki, gdyż czym innym jest przydatność umiejętności analiz ilościowych i wielka ich waga w wielu dziedzinach, szczególnie technologicznych, a zupełnie czymś innym heurystyczność matematyki odnoszona do wywiedlności nowych (nieznanych dotąd) właściwości przyrody. W tym znaczeniu w niniejszym wykładzie dążymy do wykazania, gdzie przebiega granica między matematyką jako dziedziną przyrodoznawczą, a techniką obliczeń jako dziedziną rachmistrzowską.

Matematykami byli wielcy przyrodoznawcy. Rzecz w tym, iż błędnie się ocenia tak Kopernika, Keplera, Newtona, Heisenberga jak i Einsteina kiedy matematyczność ich dzieł wykazuje się jako klucz do teorii przez nich opracowanych. Teorie wymienionych powyżej znakomitości nie wynikły z ich obliczeń matematycznych lecz obliczenia wynikły z tego, co nazwać należy podjętym modelem kosmologicznym.

Kopernik zaczął od silnie jakościowej zmiany sposobu postrzegania Układu Słonecznego. Matematyki użył do wymodelowania swego spostrzeżenia. Że tak było, świadczyć może bardzo znamienity przykład: Mikołaj Kopernik napisał swoje dzieło w niesłychanej zbieżności zamysłu i skutków, co polegało na tym, że wielki astronom był przekonany, iż opisanie Układu Słonecznego ze Słońcem w centrum umożliwi użycie mniejszej ilości epicykli niż musiał ich użyć Ptolemeusz do swego geocentrycznego modelu świata. I w takim nastawieniu Kopernik zabrał się do pracy pisząc najpierw wstęp do dzieła "O obrotach sfer niebieskich", gdzie zawarł swe przekonanie o tym, iż epicykli będzie mniej niż u Ptolemeusza. Kiedy fromborski kanonik dzieło zakończył okazało się, że epicykli było trzeba zastosować więcej niż użył ich zacny aleksandryjczyk. I mało kto wie, że Mikołaj Kopernik równie wielce przysłużył się do tego aby potomnym umożliwić obnażenie różnicy między naukow-cami a uczonymi. Powstały bowiem "dzieła", w których "znawcy" głosili wielkość Kopernika za to, że dla opisu układu heliocentrycznego użył mniej epicykli niż Ptolemeusz. Udowodnili przy tej okazji, że dzieła Kopernika nie czytali lub zakończyli czytanie na samym wstępie(!).

Również Kepler nie wyliczył matematycznie, że planety mają eliptyczne tory obiegu wokół Słońca, a do wniosku swego doszedł skrupulatnie analizując dzienniki obserwacji swego mistrza Tycho de Brahe'a. Pozostawił natomiast dla potomnych przykład zaniku skromności z racji zostania odkrywcą gdy napisał: "... nie dbam o to, co stwierdzą o mnie współcześni i potomni, skoro sam Stwórca zechciał poczekać na mnie ponad pięć i pół tysiąca z okładem lat ...".

Newton najpierw zdał sobie sprawę z tego, że jeżeli do ruchu pod wpływem grawitacji, jako tendencji do spadania doda się ruch poziomy ciała niebieskiego, które w pędzie przez przestrzeń kosmiczną zbliży się do drugiego ciała równie masywnego, to orbitowanie da się opisać jako spadanie i ruch poziomy czyniący to spadanie po prostu ruchem orbitalnym. Obliczenia matematyczne Newtona to nic innego jak ilościowe wyrażenie postrzegania grawitacji jako czynnika powodującego zakrzywianie pierwotnego ruchu ciał wokółsłonecznych. W przypadku Newtona jego współcześni darzyli go takim zachwytem, iż znaleźli się tacy, którzy spadanie meteorów uznali za bzdury, choć każdej pogodnej nocy mogli się przekonać, że jednak spadają.

W podobny sposób narodziły się teorie nieoznaczoności i względności. Heisenberg wyszedł z potrzeby uzasadnienia niemożliwości losowego opisu pojedynczego atomu zaś Albert Einstein obie teorie względności wywiódł z konieczności przebudowy przedmiotu badań fizycznych z obiektu fizycznego na zdarzenie fizyczne. Potomni zaczęli jednak masowo nie rozumieć zarówno fizyki, którą ci uczeni opisali jak i matematyki, którą się posłużyli.

Matematykiem, względem którego Kopernik, Kepler, Newton, Heisenberg i Einstein byli jedynie rachmistrzami i przyrodoznawcami był Kurt Gödel, który w 1931 roku odkrył niezupełność teorii matematycznych. Gdyby W. Heisenberg i A. Einstein nawiązali głęboko merytoryczną współpracę właśnie z Kurtem Gödlem nasz wykład o jednolitej teorii przyrody nie byłby już potrzebny.


3.  Co odkrył Kurt Gödel, a co mógł odkryć więcej?

Kurt Gödel swoje studia i działalność naukową oparł na gruntownej analizie dzieł Leibnitza, Kanta i Husserla, dociekając zarówno przyczyn trudności logicznych w dowodzeniu prawd matematycznych jak i kłopotów w przekładaniu obserwacji przyrody na język logiki. Swoje przemyślenia, wyprowadzone z powyższych lektur, Gödel najpierw odniósł do znakomitych analiz epistemologicznych Whiteheada i B. Russella i skonstatował ostatecznie, iż dowiedlność każdego systemu o skończonej ilości aksjomatów wymaga systemu o kompleksowości większej od tej, jaką tworzy przez się każdy weryfikowany system. Mimo tego, że dowodzenie Gödla ma wysoce skomplikowane odniesienia pojęciowe, sens ustaleń znakomitego Austriaka daje się wyrazić bardzo prosto. Gödel dowiódł najpierw, że zweryfikowanie systemu aksjomatycznego o skończonej liczbie aksjomatów wymaga tego, aby choć jeden z aksjomatów pojęciowo wykraczał poza zasięg odniesień systemu. Bez tego bowiem nie ma możliwości dowieść na ile dowody, dając się wyprowadzić z danego systemu, są niesprzeczne z dowodami dającymi się wyprowadzić w systemie innym. W każdym systemie aksjomatycznie skończonym istnieje skończona liczba dających się wyprowadzić twierdzeń, a przez to system taki przyjmuje formę świata, którego prawdziwość jest obszarem wszystkich wywiedlnych sensów w następstwie przekształcania i uzgadniania aksjomatów. W ramach takiego systemu jego świat dowiedlności nie wystarcza aby było możliwe uznanie, że rzeczywistość "na zewnątrz" tego systemu sprowadza się do prawdy ustalonej wewnątrz systemu. Bardziej obrazowo można, za przykład trudności w dowiedzeniu niesprzeczności systemu danego względem twierdzeń realnych poza tym systemem, użyć odwołania do "zręczności barona Münchausena, który wyciągnął sam siebie z błota ciągnąc się za włosy"*. Ustalenia Gödla położyły kres nadziejom Bertranda Russella co do tego, że uda się sprowadzić elementy logiki predykatowej i definicyjno - znaczeniowej do wyrazów i wynikania matematycznego, i tym sposobem osiągnąć nową i uniwersalną teorię prawdy zwaną "logistyką". Gödel przyczynił się także do załamania programu Hilberta przez to, że wykazał także, iż nie jest możliwe obalenie wszelkiej rozwiniętej teorii sformalizowanej bez użycia środków innej teorii, co odwraca się i w ten sposób, iż dowiedzenie teorii jako nisprzecznej nie jest możliwe za pomocą jej tez. Całość wysiłku naukowego Gödla sprowadziła się do tego, iż ostatecznie dowód ograniczonej dowiedlności prawd matematycznych rozlał się na całą naukę w ten sposób, że uznano za prawdę brak istnienia metody, na podstawie której możemy uznać, że wszystkie zdania prawdziwe i wszystkie zdania fałszywe są takimi jakimi są. Oznacza to, że tak w zakresie twierdzeń empirycznych jak i w zakresie twierdzeń mających na celu wywodzenie praw logiki, nie daje się jednoznacznie ustalić prawdziwości i fałszywości składających się na te twierdzenia tych i innych zdań. Najogólniej mówiąc, Gödel udowodnił, iż nie dysponujemy naukową metodą uzyskania pewności czy można dowieść prawdziwości wszystkich zdań realnych w języku ludzkim i uznawanych w nim za prawdziwe i czy można obalić wszystkie zdania uznawane za fałszywe. Ostatecznym wynikiem zaakceptowania ustaleń Gödla przez naukę stała się teoria poznania, wedle której uważa się, że poznanie naukowe nigdy nie uzyska finału, nigdy nie ulegnie zakończeniu, a samo poznawanie naukowe należy rozumieć jako nieskończony ciąg przybliżeń do prawd absolutnych. Jest to najnowszy rodzaj pesymizmu teorio- i przyrodoznawczego. Wyniki Gödla w pewnym stopniu rezonują ze stanowiskiem Karla Poppera, który bardzo nowatorsko podszedł do prawdziwości teorii naukowych. Popper wskazał, że teorią wątpliwą naukowo jest każda teoria, której nie daje się postawić argumentu na rzecz jej wadliwości. Tu Popper wykazywał, że nie chodzi o to aby za prawdziwą uważać taką teorię, na którą mamy argumenty, iż jest fałszywa, lecz o taką, której można sensownie stawiać zarzuty, przez co zmuszona do obrony teoria zarzuty te obali, skoryguje się lub upadnie. Popper wskazywał więc, że teoria może być naukowa jeśli nie ma dowodu empirycznego na jej poprawność, i teoria naukowa może być fałszywa nawet wówczas gdy wszystkie dostępne wyniki eksperymentów i ich interpretacje ją potwierdzają. Popper był genialny najszczególniej przez trzy wspaniałe wskazania: 1) Przez odkrycie logicznej kategorii falsyfikacji teorii naukowych, a przez to uznanie za naukową takiej teorii, dla której jesteśmy w stanie z góry wskazać obserwację lub rozstrzygający eksperyment, który może ją sfalsyfikować. Brak możliwości takiej weryfikacji teorii czyni ją niedowiedlną. 2) Karl Popper równie jednoznacznie wskazał, że Wszechświat zawiera w sobie życie i ma twórczy charakter przez to, że generuje nowości, inwencję i jest w tym sensie autentycznym poetą, artystą, muzykiem, matematykiem, wynalazcą. Dla Poppera Wszechświat jest dynamicznym "uniwersum" (nieskończonością). Zjawiska fizyczne, biologiczne, świadomościowe mają w sobie zadaną niejawną przyczynę czyli pochodniość od Wszechświata. 3) Popper jednoznacznie przewidział, iż dokładna wiedza o niejawnych przyczynach jawnych rzeczy jest uchwyceniem nowych i wielkich możliwości rozwojowych człowieka. Z tego zaś wynika i wielka przestroga ponieważ ignorowanie losowości zadanej przez Wszechświat może skutkować zniszczeniem kolidującej z "całością" części.

To, że pozwoliliśmy sobie na rodzaj porównania wyników naukowo-badawczych K. Gödla i K. Poppera nie było przypadkiem. Gödel i Popper w istocie rzeczy wskazują jeden i ten sam fakt: sprawdzanie poprawności teorii logicznej i teorii empirycznej wymaga odwołania się do czegoś zewnętrznego. Mimo odmienności w szczegółach terminologicznych Gödel i Popper, nie do końca tego świadomi, odkrywają to, że każda teoria naukowa o skończonej zawartości aksjomatów ma wymiar tautologii. Wynika to stąd, iż dla utrzymania rytmu wynikania niezbędne jest to, aby każdy nowy definiens mógł zawierać się w podobieństwie do klasy odniesienia i jednocześnie wykazać się swoistością za pomocą cechy odróżniającej. System dedukcyjny jako zbiór aksjomatów ma także wymiar klasy pojęciowej w ten sposób, że aksjomaty są sobie pokrewne, zaś definiowanie aksjomatu danego polega na sprowadzeniu pozostałych do tła, ale tła skończonego. Wyodrębniając definiens przez wskazanie cechy szczególnej przydajemy ją do definiensa ale równocześnie ujmujemy ją od sensu pozostałych, nadających się także na definiensy aksjomatów teorii (systemu). Jeżeli weźmiemy za przykład znane nam twierdzenie "Człowiek jest to istota rozumna", to to o czym powiedzieliśmy powyżej działa tak, że ze zdania "Człowiek jest to istota rozumna" wynika zdanie "Pozostałe istoty nie są rozumne"(!). I dokładnie na tym polega wyczerpywanie się treści heurystycznej systemów poznawczych, że w pewnym momencie wszystkie aksjomaty ulegają zakończeniu tak, iż system jest w pełni dookreślony od wewnątrz i w pełni z tego samego powodu zamknięty na zewnątrz. System jest logiczny w "środku", zaś nie jest udowodniony jako całość przez się dlatego, że orzeczenie o prawdziwości systemu jako całości wymaga postawienia go w pozycji definiensa. By zaś znaleźć wyróżnik dla definiensa uformowanego z systemu aksjomatycznego danego, należy szukać odwołania do innego systemu aksjomatycznego. System aksjomatyczny dany wymaga tła, a więc odniesienia do obszaru zewnętrznego. Przykładowo rzecz biorąc: zdefiniowanie (opisanie) organizmu biologicznego wymusza odniesienia do gatunku, zbioru gatunków, aby dalej wskazywać związek zawartości somatycznej ze związkami chemicznymi, atomami, cząstkami elementarnymi, ale i masą, energią i Wszechświatem. O ile więc fizykalna analiza organizmu biologicznego jest przechodzeniem przez różne rodzaje struktur fizyko-chemicznych, o tyle jej rytm dedukcyjno-logiczny jest przechodzeniem przez różne formy zbiorów aksjomatycznych (systemów dedukcyjnych).

Tak w poprzednim wykładzie (cz. I/II) jak i w niniejszym pokazujemy, że wszelkie błędy i załamania poznawcze wynikają stąd, że twierdzenia będące u podstaw teorii naukowych są tautologiami. Pokazaliśmy także, że tautologie mogą być bardzo głęboko ukryte, jak np. te, które usiłowaliśmy pokazać na przykładzie rodzajowej przypadkowości nazw odnoszących się do wyróżnionych i nazwanych składowych przyrody (drzewo, jabłoń, dąb, orzech, gwiazda, proton, neutrino, itp.). Kusząc się o podsumowanie wszystkiego, co zdołaliśmy dotąd powiedzieć, można wypowiedzieć następujące twierdzenie: Podczas analizy dowolnej formy struktury przyrody konieczne jest przekraczanie klas rodzajowych fizycznych i klas systemów logiczno-pojęciowych. Ostatecznie jednak wraz z poszerzaniem się aspektów różnicowych fizykalnie i pojęciowo następuje zawężanie rozumienia procesu fizycznego i procesu logicznego w ten sposób, iż w poznaniu fizycznym wyłania się aporia atom - Wszechświat w sensie zawartość, objętość, ruch - czego?, w poznaniu matematycznym pojedynczość - mnogość, zaś w teorii języka (który jest logiczną teorią poznania) desygnat - nazwa, znaczenie w powiązaniu z wyobrażeniem i obiektem wyobrażanym. Myśląc o doskonałości poznania, myślimy o syntezie systemów pojęciowych z systemami fizycznymi i uzyskaniu jednej niesprzecznej teorii wszystkiego. Rzecz w tym, że teoria wszystkiego musi polegać na rezonansie doznaniowym na poziomie świadomości logicznej między istotnością człowieka a istotnością Wszechświata. Tu jest niezbędne właściwe uzgodnienie racjii logicznej i jej doznawania. Przyroda w swej ostateczności okazuje się Wszechświatem jako rodnią i organizatorem rodzajów postaci i ich sposobu zachowań.


4.  Czego więc nie odkrył Kurt Gödel (i Popper)?

Kiedy nie wychodząc poza obręb logiki konotacyjnej dodatniej (tu jest) zdefiniujemy człowieka, że "jest istotą rozumną" i zaczniemy próbować osobę ludzką somatycznie odnosić do przyrody, to zaczniemy postępować po drodze "rozbierania" osobniczości ludzkiej w kierunku do mikrokosmosu. Już przy pierwszym kroku będziemy zmuszeni odnieść człowieka do zwierzęcia i zgubić sens jego świadomości. Jeśli z ujęcia człowieka jako zwierzęcia somatyczno-psychicznego zrobimy krok w dół, to będziemy mieć organizm zachowujący zdolność prokreacyjną, kolejne kroki w dół, to chemiczność, pierwiastkowość i wreszcie cząstki elementarne, masa, energia, oddziaływanie. Spotkamy się wówczas z Einsteinem, Heisenbergiem, Paulim, Diracem, kosmologią mikrokosmiczną, teorią wielkiego wybuchu i ... Wszechświatem.

Dla tego samego zagadnienia możliwa jest także droga ku makrokosmosowi. Tu od razu stajemy przed Bogiem i aktem stworzenia! Liczba, miara i logiczność przyjmują formy wiecznej tajemnicy, a nasze ludzkie domniemania popadają w rozterki, udręki i nadzieje. Wyczuwamy Logikę i logikę. Uchwytujemy konieczność Tworzącego i los stworzonego. Szukamy Stwórcy i chcemy przeniknąć jego plan, wedle którego zbudował Wszechświat. Wierzymy w Doskonałość i ufamy, że jesteśmy tylko czasowo ukaranymi śmiercią za grzech sprzeniewierzenia się Temu, który uczynił nas na podobieństwo swoje. Raz w świadomości własnej szukamy pokory, innym razem powinowactwa z Ojcem wszystkiego, a jeszcze innymi razy praw do panowania nad wszystkimi rzeczami i istnieniami na Ziemi. Kiedy zaś analizujemy sens ciał niebieskich, galaktyk i średniej gęstości materii we Wszechświecie, zamyślamy o genialności, sławie i nagrodach. Od czasu do czasu tylko uprzytamniamy sobie, że w istocie spraw najwyższych i najważniejszych tkwi piękno prostoty i jednoznaczności tak w sensie budowy jak i postępowania. Nader rzadko usiłujemy zdać sobie sprawę z tego, że oddziaływania fizyczne na poziomie ludzkiej osoby przyjmują postać zachowań i postępowań, które skądinąd na poziomie mózgu uchwytujemy mnogością ruchów, interakcji, sprzężeń elektrycznych i magnetycznych, aby z nimi wiązać logikę myślenia o Logice Ostateczności i tajemnicy tego, z czym jest związana.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przypomnijmy, że wyprecyzowując jasność definiensa przez dodanie mu tej cechy, którą kojarzymy z wyróżnikiem, jednocześnie czynimy ją nieobecną w pozostałych elementach klasy, z którą definiens jest w podobieństwie. W tym bowiem tkwi trop do odkrycia, że w definiensie zawiera się (jest) coś, czego nie ma (nie jest) w reszcie, do której przynależy definiens. A na tym dokładnie polega rytm obiekt - tło.

Kurt Gödel a także Karl Popper nie spostrzegli, że rytmem pojęciowym i rytmem obiektowym rządzi rytm wyższy: rytm cybernetyczny. Między pojęciami i między obiektami musi być różnica aby były odróżnialne, musi też zachodzić ciągłość aby były przechodnie. Wsobność zupełna pojęć i obiektów uniemożliwia ich bycie w związku do siebie i w związku do otoczenia. Tak wynikająca niezbędność ciągłości ma jednak uwarunkowanie w tym, że nie może łączyć obiektów i pojęć zupełnie, ponieważ zachodziłoby niszczenie różnicy między nimi. I na tym polega odkrycie, że obiekty i pojęcia muszą mieć jedność przez obecność, zaś odmienność przez postać. To zaś oznacza, że tajemnica wspólności i różnicy między pojęciami i obiektami musi odnosić się z jednej strony do zdolności bycia przez ośrodek wypełnieniem, a z drugiej strony odmiennością. Tej i takiej możliwości, co już udowodniliśmy, nie może posiadać ani pełny bezstrukturalny materiał ani pusta bezstrukturalna przestrzeń. Rozwiązanie tej zagadki dostarcza analiza generatora bitu informatycznego, którą przedstawiliśmy w książce pt. "Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata". Kurt Gödel i Karl Popper nie zdołali zauważyć, że dla wyraźności pojęć i obiektów niezbędna jest przestrzeń różna od nich postacią i wspólna obecnością, z czego wynika, że znakowanie semantyczne przetrzeni musi polegać na odwróconej konotacji (tu nie ma) aby mogło być możliwe "tu jest" obiektów fizycznych i wyobrażeniowych. Dla wyobrażenia obiektu pojęciowego niezbędna jest przestrzeń wyobrażeniowa różna od tegoż obiektu. Ten ważki fakt, jako nieznany matematykom, powodował nie zauważanie tego, że obiekty ilościowe są obiektami - desygnatami przez różnicę między polem wyobraźni a przedmiotem wyobraźni. Matematyka jest możliwa dzięki temu, że konotacyjność pojęć matematycznych realizuje się przez odmienność pola wyobraźni od pojęć wyobrażanych, co na poziomie fizycznym odpowiada relacji obiekt - przestrzeń. Jednolita teoria przyrody może zatem dojść do skutku dopiero wtedy, kiedy zdołamy odkryć wspólną osnowę dla przestrzeni wyobrażeń, przestrzeni fizycznej, obiektów pojęciowych i obiektów fizycznych. Te momenty rzeczywistości myślanej i rzeczywistości doświadczanej uspójnia teoria całości jako generatora części, gdzie wyprecyzowaniu ulega różnica między istnieniem a obecnościami.


5.  Krotność a sumaryczność w matematyce oraz zawartość a masa w fizyce

Komputer nie ma zdolności do żadnych działań matematycznych poza dodawaniem i odejmowaniem. Komputer jako generator oraz emitowane przezeń sygnał i brak sygnału stanowią najwyższego rodzaju odwzorowanie istotowości przyrody przez to, że są odzwierciedleniem najgłębszego związku między zawartością Wszechświata a jej skutkowością. Sygnał jako przejaw zawartości oddaje sens fizyczności poprzez obecność dodatnią, której odpowiednikami są korpuskuła, ciało i masa. W tym znaczeniu sygnał reprezentuje zawartość jako bycie treścią obecności wewnętrznej. Brak sygnału reprezentuje nieuchronny skutek zawartości jako objętość, która jest pozornie "antyfizyczna" dlatego, że odnosi się do geometrycznego obrysu. Objętość ma przejaw jako brak sygnału dlatego, że jej sens fizyczny i logiczny jest pochodną (od) zawartości, a przez to objętość nie może być odniesiona do bycia tożsamą z zawartością. Nie jest więc dopuszczalne ani logicznie, ani fizycznie, aby móc odwrócić zależność między objętością i zawartością i powiedzieć, iż konsekwencją objętości jest zawartość. Stąd nie jest dopuszczalne uznawanie możliwości istnienia niezależnego objętości samej. Objętość zarówno fizycznie jak i logicznie jest pusta w sensie tym, w jakim zawartość jest pełna. Przez to wymiar, obrys i przestrzeń, a także pole, są formami odwrotności względem zawartości i muszą przyjmować postać braku sygnału ale nie braku obecności(!).

Wykazana niniejszym istotowa różnica między zawartością i objętością w przyrodzie wymusza spostrzeżenie, że generator jako emiter zawartości i objętości nabiera znaczenia jako ostateczna całość, która nie może być krotnością z tego prostego względu logicznego i fizycznego, iż jest emiterem krotności przez to właśnie, że dzięki generowaniu sygnału i braku sygnału (pustego i pełnego) dochodzi do struktury przez odmienność postaci. Generator jest więc emiterem obiektu i tła, które są najbardziej fundamentalnym dualizmem przez to, iż wyznaczają sens fizyczności i logiczności jako kontrast, którego brak zatrzymuje fizykę i logikę w ich realizmie. Stąd cała tajemnica bitu, którego składowe w pojedynkę nie mają sensu ani fizycznego, ani logicznego, ani informatycznego.

Wszechświat odpowiada więc generatorowi jako totalność (całość) zawartości, która w swym mikrokosmicznym odbiciu nabiera sensu wypełnienia i objętości, a przez odmienność przejawów tych stanów rzeczywistości zachodzi możliwość istnienia struktury, która jest rytmem ilości przejawiającym się jako krotność: korpuskuła - pole, ciało - przestrzeń, a przebiegającym w oscylacjach typu: wypełnienie i wymiar, zliczanie i postrzeganie. Bez dualizmu obiekt - tło nie jest możliwy rytm zliczania ani rytm postrzegania. Aby odkryć tajemnicę Wszechświata jako generatora należy pytać o wymiar geometrystyczny zawartości w sensie niezbędnego wyboru między skończonością i nieskończonością. Analizując sens triady: generator, jest sygnał, jest brak sygnału wykazaliśmy, że generator ma najgłębszy sens jako ośrodek i zawartość dlatego, że:

!{
Zawartość decyduje o występowaniu form obecności obiektów, zaś ośrodek decyduje o możliwości oddziaływania obiektów.
}!

Rozstrzygnięcie o całościowym wymiarze Wszechświata jest niezbędne dlatego, że umożliwia pojęciowe i fizyczne uchwycenie sensu różnicy między zawartością globalną a formami obecności. Całościowa asymetria zawartościowa Wszechświata ujawnia go jako generator ponieważ uzyskuje on sens substratu, którego istnienie jest dwójłomnie aktywne: generuje wypełnienie jako korpuskuły i objętość jako pola. W wymiarze ostatecznym Wszechświat jest generatorem, zaś generator substratem, a substrat asymetrią wypełnienia i ośrodka. Sądzę, że teraz już jasno rozumiemy, dlaczego Wszechświat jako ostatecznie najbardziej naczelny obiekt nie daje się sprowadzić ani do czystej zawartości (absolutnej pełni), ani do czystej przestrzeni (absolutnej próżni), ani do mnogości.

Na podstawie powyższych ustaleń mamy spełnione tezy na prawdziwość następującego twierdzenia:

!{
Sumaryczność w matematyce jest możliwa jako krotność obiektów i jako krotność obserwacji, zaś krotność obserwacji nigdy nie jest równością operacyjną z krotnością obiektów.
}!

Ilość realizuje się przez sumę i różnicę obiektów. Stąd dodawanie rytmu obserwacji do rytmu ilości jest zabronione w tym sensie, w jakim dwóch obserwacji tych samych dwóch obiektów nie wolno zapisać w postaci "2 obserwacje x 2 obiekty = 4 obiekty lub 4 obserwacje". Matematyczna dopuszczalność twierdzenia, iż na wartość iloczynu nie ma wpływu położenie mnożnej względem mnożnika jest logicznym absurdem z uwagi na sens iloczynu w odniesieniu do istotowości struktury przyrody. To z tego właśnie względu, że istotowość komputera jest ograniczona istotowością przyrody, sekwencja (jest sygnał)⇔(jest brak sygnału) nie daje się przemodelować na krotność sygnału i na krotność braku sygnału ponieważ dla dwóch aktów sygnału konieczna jest obecność dwóch aktów braku sygnału: "5 x jest sygnał" i "5 x jest brak sygnału" stanowi dwa przykłady bezsensu logicznego, fizycznego i informatycznego dlatego, że:
  Sygnału nie można przerwać sygnałem i braku sygnału nie można przerwać brakiem sygnału.  
Nie jest możliwe wygenerowanie 5 kolejnych aktów sygnału ponieważ "5 x jest sygnał" oznacza sygnał a nie pięć sygnałów.

5 x jest sygnał = sygnał(!) a nie pięć sygnałów. Aby stwierdzić i zliczyć pięć sygnałów niezbędna jest sekwencja jak powyżej.

Widzimy bardzo wyraźnie, że zliczanie matematyczne jest możliwe zawsze od nieskończoności dodatniej lub ujemnej lecz nigdy od zera(!). Wszechświat dla obserwatora jest zawsze dualizmem sygnał i brak sygnału, a przez to rytm daje się uchwycić od sygnału lub braku sygnału, nigdy zaś od czegoś trzeciego.

Budując model matematyczności Wszechświata, w opracowaniu pt. "Cybernetyczny sens logiki i fizyki...", graficznie przedstawiliśmy go na rys. nr 7. Czytelnik zechce zauważyć, że tu w wyraźny sposób okazujemy to, iż rytm przyrody nie ma punktu początkowego, a więc nie zaczyna się od zera. Dla metodologii nauki jest więc bardzo ważne zwrócenie uwagi na fakt, że utrzymanie postępu w rozwoju wszelkich dowodzeń ma znaczenie jako świadomość rytmu odniesień. Bez względu na aspekt sygnału i braku sygnału w ich sensie zawartość - objętość, rozwojowi dedukcji zagraża pomylenie odniesień pojęć do obiektów. Prościej mówiąc, wszelkie poznanie polega na sztuce utrzymywania rytmu spostrzeżeniowego (pojęciowego) wraz z rytmem obiektowym, gdyż w tej relacji zawsze zachodzi rezonans między pojęciem i tym, na co ono jest nakierowane. Tu także tkwi tajemnica emocjonalnej strony doznawania radości psychicznej lub zawodu podczas przeżywania wysiłku poznawczego. Na poziomie generatora jakim jest Wszechświat fizyka i matematyka "zwinięte" są do wymiaru jedności substratowej. Stąd pokazaliśmy, że:

Zatem sygnał i brak sygnału jako obiekt - tło i jako ciało - przestrzeń funkcjonują w swoistościach konotacyjnych. Oznacza to, że nie wolno semantycznie konstruować desygnatu, który byłby w sobie równocześnie sygnałem i brakiem sygnału (resp. korpuskułą i polem), i pojęciem, i wyobrażeniem. Pojęcie jest dualizmem obiektu wyobrażanego i pola wyobraźni. Matematycy przez wszystkie czasy usiłowali nas przekonywać, że jest możliwa idea punktu, który ma czyste znaczenie przez czysty brak wymiaru. Żaden informatyk zaś nie zbuduje idei pojęciowej i graficznej punktu, jeżeli nie wymodeluje punktu z braku sygnału, aby dopełnić do stanu realizmu ideą sygnału o kształcie punktu jawnego. Starczy, Zacny Czytelniku, jeżeli spojrzysz na swój kalkulator w stanie wyłączonym tak, abyś ujrzał subtelną potencjalność wyrażającą się zestawem kształtów "" pustych, które sygnał czyni jedynkami, dwójkami (,) itd., abyś uwierzył i zrozumiał o czym niniejszym rozprawialiśmy...

Z treścią przedstawioną powyżej są związane daleko idące następstwa tak dla teorii matematyki jak i cybernetyki informatycznej. W tej sprawie autor posiada wiele opracowań, a o zapotrzebowaniu na nie zdecydują stosownie kompetentni Czytelnicy. Piszący te słowa jest gotowy do współpracy. Z uwagi na cel niniejszego II wykładu pragniemy odnieść treść poczynionych rozważań jeszcze do problemu zawartości i masy w fizyce.

Pojęcie masy w fizyce ma szczególne znaczenie w związku z energią, ale nade wszystko z rozumieniem najciekawszych i najniebezpieczniejszych pojęć i odniesień matematyczno-fizykalnych do rozumienia istoty Przyrody.

Pojęcie "masy" w fizyce jest obciążone bardzo wysoką błędnością przez to, że jest niczym innym jak matematycznie wyabstrahowanym sensem "zawartości". W następstwie odkrycia promieniotwórczości, jak to już zostało omówione, załamaniu uległa nadzieja na znalezienie obiektu elementarnego, fundamentalnie pełnego przez zawartość. W fizyce przedeinsteinowskiej masa miała sens zawartości a konkretniej zawartość była synonimem masy w znaczeniu substancjalnym. Sądzono, że u kresu przyrody znajduje się obiekt o elementarnej zawartości i gęstości nie uwzględniając tego, że gęstość traci sens w odniesieniu do mniej niż "2". Na krótko przed narodzinami mechaniki kwantowej i teorii względności, opisany niniejszym pogląd na elementarność mikrokosmiczną zaczynał się chwiać i zaczęto skłaniać się ku nadziei, że podstawową cząstką materii będzie fundamentalnie złożony obiekt, który będzie prosty przez kombinację korpuskuły i pola. Ten pogląd obowiązuje do dziś w teorii cząstek elementarnych i doszedł już do poziomu kwarków.

Skutkiem zaistnienia teorii względności, ten sam dylemat wchłonięty został przez zagadnienie związku masy z energią i grawitacją. Ponieważ ominięcie problemu zawartości tylko pozornie załatwiło sprawę, okazało się, że dla utrzymania sensu ilości w fizyce konieczne jest zmodernizowanie pojęcia zawartości, gdyż czyni ona sensowną tak ilość jak i siłę, bez których fizyka nie może istnieć. Jak ogromie głębokie jest to zagadnienie dowodzi fakt, iż przeprowadzono doświadczenia aby przekonać się, czy zachodzi różnica między statycznym a dynamicznym wymiarem tego, co w swej istocie jest zawartością. Ciężar i masa okazały się nieodróżnialne i odmienność tych pojęć funkcjonuje tylko wtedy, kiedy w pewnych zagadnieniach chodzi o rozróżnienie między materią jako swoistą substancją a masą, której sens sprowadza się do materii lecz oddzielonej od aspektu jej realizmu ontologicznego. Przez wykształcenie pojęcia masy fizycy odnieśli ją do zawartości rozumianej jako miara bezwładności. Z tego i tylko z tego względu masę uznaje się za źródło energii (sic!). Ciało w ruchu jest źródłem energii w taki samym znaczeniu w jakim cząstki składające się na atomy pozwalają te ostatnie uważać za źródła energii. Wymiennikami energii między masami są przeto fotony, które w reakcjach z masami mogą zmieniać się w przyrost masy, zaś ubytek masy musi polegać zarówno na emisji fotonów jak i na emisji korpuskuł. Z energią jest jednak tak, iż jeżeli wiąże się ją z fotonami, to ujawnia się dylemat fotonu w stanie zatrzymania (spoczynku).Wokół tego zagadnienia można by niespodziewanie zacząć wywody, których nie zakończyłoby przepisanie wszystkich prac fizyków i filozofów przyrody od czasów niepamiętnych aż do dziś i nie zakończyć sprawy, gdyż nie jest ona zakończona. Problem energii i masy na dzień dzisiejszy rozumiany jest tak, iż w realnych "porcjach" pierwiastków chemicznych zawierają się ogromne ilości energii. Rzecz tę Einstein wyraził jako E = m c2. W praktyce zaś znamiennym jest to, iż podatność na przechodzenie masy w energię mają wodór i uran, a najogólniej pierwiastki leżące na skrajach tablicy Mendelejewa, a mające się w swoich możliwościach energetycznych tak, jak synteza termojądrowa do rozpadu atomowego.


6.  Czy fakty mogą się mieć zupełnie inaczej?!

Zwróćmy oto uwagę: Wykazaliśmy, że Wszechświat jako generator przez nieskończoność zawartości jest emiterem postaci w ten sposób, iż zawartość pociąga na siebie reakcję, w wyniku której wykształca się objętość. W naszym książkowym wykładzie na rys. nr 6 i nr 13, a także na rycinie odpowiednio na str. 45 (wersja angielska), str. 46 (wersja niemiecka) i str. 37 (wersja polska) pokazaliśmy, że objętość, będąc autoreakcją na zawartość, ma procesualność w kierunku odwrotnym.

Można to w uproszczeniu oddać tak:

Z powyższego ideogramu wynika, że Wszechświat jest nieskończenie "napięty" w ten sposób, że asymetria między zawartością a objętością wzrasta na korzyść masy (zawartości) w trakcie postępu od + ∞ do - ∞, zaś asymetria zawartość - objętość wzrasta na korzyść energii w miarę postępu od - ∞ do + ∞. I to z tego względu reaktywność energetyczna wodoru zdaje się nam syntezą, zaś uranu zdaje się nam rozpadem i z tego względu synteza wodoru jest efektywniejsza od rozpadu uranu(!).

W nowym świetle jawi się więc zagadnienie fizyki przyrody. Wyłanianie się tego, co my nazywamy masą (substancją) i energią (polem) (resp. ciałem - przestrzenią) jest wykształcaniem się totalnego dualizmu ciało - przestrzeń z dualizmu nieskończenie czynnej asymetrii zawartość - objętość Wszechświata - generatora substratowego. W tej sprawie istnieje dobrze znany nam dowód na to, że postęp w drodze do mikrokosmosu i makrokosmosu jest postępem energetycznym a nie liniowym. Dobrze wiemy, że wiercąc za pomocą wiertarki żelazo nie wnikamy w mikrokosmos ani na milimetr głębiej, choć wiertło wnika na 50 milimetrów. Jeżeli na żelazo nakierujemy energię rentgenowską, ta już ujawni nam strukturę "międzyatomową". I na tym polega przejaw wielkiej płytkości kryjącej się za przematematyzowaniem fizycznym, iż po dziś dzień nie umie się pojmować i analizować tak istotnych faktów jak ten powyższy, wskazujący, na czym polega wędrówka w kosmosie(!).

Substrat Wszechświata jest nieustannie trwającym "rozbłyskiem", istotowo światłem o nieskończonej szerokości "częstotliwości", która rozwarstwia się przesunięciami akcyjno - reakcyjnymi tworząc nieskończony zbiór widm polowo - prążkowych. Tak wykształcają się masy i energie, ciała i przestrzenie, galaktyki i megaprzestworza, ale i korpuskuły i pola, słońca i planety. W każdej formie są to układy napięte zawartościowo - objętościowe, a przez to tym silniejszy jest efekt zaburzeń im z danego poziomu obecności silniej wnikamy w mikro i makrokosmos.

Układ Słoneczny jest makrokosmiczną formą napięcia między zawartością i objętością Wszechświata, a my jeszcze nie świadomi tego, że istotowość energetyczna wodoru i uranu tkwi przyczynowo w sprzeczności postaciowej w skali Układu Słonecznego i naszej Galaktyki. Ostrzeżenie nasze, że tępe manipulacje z promieniotwórczością grożą narodzinami gwiazdy i wysadzeniem Układu Słonecznego poprzez zniszczenie jego stabilności postaciowej nie było czczą igraszką.

Przyjmując za model istotowości przyrody cybernetyczny sposób istnienia Wszechświata łatwo zauważyć, że zawartość i objętość nieskończoności substratowej odzwierciedla się przemiennie. Najdalszy makrokosmos "odbija się&;quot; w najgłębszym mikrokosmosie: jest to reguła odwrotności konotacyjnej i odwrotności postaciowej, ale także przyczynowo-skutkowej. Spójrzmy więc pod tym kątem na Układ Słoneczny i zastosujmy zasadę właściwych odniesień i rzutowań.

Oto popatrzmy na Słońce: Słońce się obraca. Biorąc po uwagę promień w związku z prędkością i szybkością wnioskujemy, że prędkość kątowa jest stała. Kiedy jednak będziemy analizować prędkość liniową punktów leżących na promieniu, to okaże się, że najwolniej poruszać się będą punkty bliskie środka, a najszybciej bliskie powierzchni Słońca. Spójrzmy teraz na planety: Merkury, Wenus, Ziemia i Mars rotują wolno wokół swych osi. Za to planety - olbrzymy nawet nazywane są szybkorotującymi. To pierwsza zgodność z cybernetyczną regułą odniesień. Zwróćmy uwagę na Słońce po raz drugi. Słońce nie rotuje wedle reguły ciała sztywnego, lecz mieli się w ten sposób, że warstwy równikowe Słońca przemieszczają się szybciej niż podbiegunowe. Zatem rzeczywisty promień Słońca ma odchylenie od prostej. Ideograficznie można zobrazować to tak:

Zwróćmy więc teraz uwagę na położenia osi obrotów planet. Rytm zmian położeń osi obrotów planet jest bardzo zgodny ze zjawiskiem niejednorodności kierunkowej promienia Słońca. I nie jest przypadkiem, że oś Urana leży w płaszczyźnie orbity obiegu tej planety. Oto drugi przykład z rzutowania cybernetycznego modelu Wszechświata. Jeżeli zwrócimy uwagę i na to, że gęstość planet najbliższych Słońcu odnosi się do najgłębszych warstw Słońca, zaś szczególnie mała gęstość planet dużych zgadza się z malejącą gęstością warstw kupowierzchniowych naszej gwiazdy, to mamy zgodność trzecią z rytmem zawartość - objętość Wszechświata. Zapewne Czytelnicy, którzy mają już za sobą lekturę książki "Cybernetyczny sens..." zdołają sobie dodać przykład czwarty: asymetria mas protonu i elektronu.


Zacni Państwo, Drodzy Czytelnicy!

W ostatniej części niniejszego wykładu dokonaliśmy zbliżenia cybernetycznej teorii własności Wszechświata do jej wykładni szczegółowej. Byłoby szczęściem dla nas gdyby w tak ważnych kwestiach ciekawość została rozbudzona. Aby myśleć o przyszłości, należało wyłożyć najpierw teoriopoznawcze aspekty zaproponowanej Czytelnikom nowej teorii Przyrody. wierzymy, że ten cel został zrealizowany. Zamykamy przeto niniejszym nie tylko zamierzenie merytoryczne, ale także praktyczne w tym znaczeniu, w jakim piszący te słowa postanowił pracę swoją dla nauki wystawić do publicznego wglądu. Wszystko co więcej, teraz z całego serca zawierzam tym, do których swoim naukowym wystąpieniem usiłowałem dotrzeć. Polecając się Państwu i Dawcy Losów, kreślę się:

 

Materiały źródłowe : www.sheller.pl

Stanisław Heller

 

 

Tym samym, który pisze na blogu Eureka tut.Salonu. Tu zamieszczam materiały uzupełniające.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie