Między Bogiem a prawdą Między Bogiem a prawdą
571
BLOG

Cybernetyka Wszechświata cz.III.

Między Bogiem a prawdą Między Bogiem a prawdą Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

ISBN 83-915922-7-2/2
Wykład I
część II

  Żonie mojej
i Dzieciom!

 

Cybernetyka Wszechświata

 

1. Doprecyzowania pojęciowe

 

W poprzednim wykładzie staraliśmy się wykazać, że tajemnica Ostateczności przyrody tkwi w relacji obiekt - ośrodek. Z obiektem w szczególnym związku jest zawartość. W analizie istotowości fizycznej i logicznej obiektu wykazaliśmy, że jego sens ulega zatraceniu z momentem sprowadzenia go do cząstki, w której nie ma już żadnej struktury. W dylemacie obiektu absolutnie wyizolowanego ujawnia się sytuacyjność, która wyraża się takimi pojęciami jak: "absolutna wsobność", "absolutne odgraniczenie", "absolutna zawartość", "absolutna statyczność wewnętrzna", "absolutne wypełnienie". W takim obiekcie, ostatecznie prostym, załamaniu ulegają takie pojęcia jak: "gęstość", "ruch", "oddziaływanie", ale przede wszystkim sama możliwość stwierdzenia (występowania) takiego obiektu. Niestwierdzalność i nieopisywalność obiektu absolutnie samego w sobie wynika stąd, iż jest on pozbawiony wszelkiego powinowactwa z otoczeniem.

Każda próba budowania modelu Wszechświata z materii składającej się z ziaren absolutnie wsobnych wymaga dodatkowego założenia absolutnie pustej, mającej tylko objętość, przestrzeni (próżni) i pierwszego impulsu, czyli wprawienia materii w ruch. Na takich założeniach polega prymitywny atomizm.

Kiedy jednak mimo powyższych ustaleń odpowiednio głębiej rozpatrujemy dylemat obiektu absolutnie wsobnego, to zauważyć musimy, że obiekt taki myślowo "oglądany" od zewnątrz jawi się jako część, zaś całość nabiera sensu jako mnogość, czyli ostateczna ilość ziaren takiego typu. Wszechświat zbudowany z atomów pełnych wsobnie uzyskuje niejasną ciągłość jako sumę obiektów i przerw między nimi. Parmenides był pierwszym, który zdał sobie sprawę, że Byt (jako Przyroda cała) nie może posiadać przerw, gdyż te, będąc niebytami, nie mogą być nawet myślane. Parmenides był przekonany co do tego, że Byt odnosi się do globalnej rzeczywistości i musi być koniecznie ciągłością treści. Kiedy jednak w obiekcie absolutnie wsobnym zakładamy absolutną zawartość, to zakładamy ciągłość właśnie jako brak przerw przez brak składników. Ciągłość jako brak struktury i struktura jako brak ciągłości, oto gordyjski węzeł wszystkich prób budowania jednolitej, pojedynczej i nie zawierającej sprzeczności teorii odwzorowania Wszechświata na poziomie wyobraźni ludzkiej.

Dla wszelkich sposobów zrozumienia Przyrody w jej istotowości ostatecznej niezbędne jest odwoływanie się (zakładanie) do ciągłości i nieciągłości. Pytaniem głównym, którego dotąd nie umiano postawić jest: Ciągłość i nieciągłość czego?, skoro w opisywaniu Przyrody ciągłość i nieciągłość są w równym stopniu pojęciowo, fizycznie i logicznie niezbędne.

Aby rozstrzygnąć poprawnie dylemat istotności przyrody, niezbędne jest następujące pytanie:

: Jak jest możliwa zawartość, mogąca być jednocześnie ciągłością i nieciągłością?!

Udzieleniu odpowiedzi na tak postawione pytanie został poświęcony nasz książkowy wykład pt."Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata". Pokazaliśmy tam, że sposób bycia zawartości jest w ścisłym związku z jej ilością. Skończona ilość zawartości logicznie i fizycznie prowadzi do pojęcia zupełnej wydzielności, braku struktury i niewyobrażalności. Nieskończona zaś ilość zawartości ujawnia się jako struktura przez to, że zawartość nieskończenie rozległa nie posiada stałej, zakończonej objętości. Rzeczywistość tak rozumiana sprowadza się do Wszechświata, który ma motoryczną (czynną) zawartość w ten sposób, iż wypełnianie ma funkcję tworzenia objętości.

Zawartość Wszechświata przez swoją nieskończoną ilość jest reaktywna na siebie: powoduje objętość. Wszechświat jest aktywny jako zawartość nie posiadająca równoważnej objętości. Dosadniej to samo można wypowiedzieć, iż Wszechświat polega na ciągle aktualizującym się substracie. Różnica między substratem a materią jest zasadnicza. Substrat jest zawartością czynną z siebie, zaś koślawość materii wynika z tego, że jest to materiał wymagający zewnętrznego wprawiania w ruch i zapewnienia miejsca do tego ruchu w postaci przestrzeni, która nie mogła być materią.

Brak struktury w uważnej analizie odkrywamy jako równie możliwy w odniesieniu do pełni, jak i do pustki. Materiał bez struktury i próżnia jako brak materiału w równym stopniu są brakiem struktury, zaś relacja coś - nic jest najczystszym złudzeniem. Złudzenie to ulega ujawnieniu, kiedy zwrócimy uwagę, że pełna wsobność ma równoważność pojęciową jako pełne odgraniczenie. Materiał wsobnie pełny jest w pełni odgraniczony, a przez to obiekty tego typu nie mają możliwości stykania się z sobą w tym znaczeniu, aby możliwe było ich zawartościowe uwspólnienie w miejscu przylegania do siebie. Myśląc o zderzeniach obiektów w pełni odgraniczonych, popadamy w sprzeczność z założeniem pełnej rozdzielności. Obiekty absolutnie pełne jako równie absolutnie odgraniczone nie mają sensu jako obiekty czynne z siebie, ani nie mają sensu jako nadające się do zderzeń. Nie mogą ani działać, ani podlegać działaniu.

2. Struktura przyrody a struktura pojęć

W każdym rozważaniu nad ostatecznością Przyrody szukamy istoty fundamentalnej zawartości w ten sposób, że usiłujemy dociekać sensu najpierwotniejszej postaci w aspekcie substancji, własności i wyglądu. Zdaje się nam, że Przyroda jest całością zbudowaną z części. Mamy często przeświadczenie, że mnogość jest możliwa przez większą niż 1 ilość części. Ciągłość zdaje się nam przeto niematematyczna, ponieważ jest nierealnością zbioru. Kiedy jednak odwołamy się do pojęcia gęstości, to zauważyć powinniśmy, że obiekt w pełni wsobny w sensie gęstości właśnie jest równie pełny jak i pusty, gdyż gęstość ma sens jako ilość w jednostce pomiaru objętości. Gęstość próżni jako brak obiektów i gęstość obiektu jako brak próżni zatraca swój sens w obu przypadkach. Pełnia i pustka ze względu na zawartość mają się do siebie tak, jak zawartość pełnego i zawartość pustego. W obu przypadkach zanika sens zawartości i sens wymiaru. Całość, część i zawartość stanowią więc dylemat fizyczny i dylemat pojęciowy. I tak długo, jak długo nie uchwycimy tropu do rozwiązania zagadki całość - część, nie będzie możliwe odróżnienie w języku o przyrodzie momentów języka przyrody. Raz będziemy dopatrywali się obiektywności w zjawiskach, a innymi razy w ich językowych rekonstrukcjach.

Przyrodę należy wreszcie odkryć jako język w tym znaczeniu, w jakim własności otaczającej nas rzeczywistości są odwiecznie prawdziwe. Wszystko, co ustalili uczeni i ludzie prości w swych mniemaniach o przyrodzie, w niej było, jest i będzie(!). Rzecz w tym. że błędność wiedzy o przyrodzie nie jest błędnością przyrody. Oznacza to, że błędne i poprawne wnioskowanie o przyrodzie dotyczy zawsze nie zawierającej błędów rzeczywistości Wszechświata. Promieniotwórczość radioaktywna nie zaistniała w przyrodzie z momentem odkrycia jej przez Becquerella. Odkrycie radioaktywności wymusiło znane skorygowanie języka fizyki. Odkrywając nowe zjawiska, uzyskujemy nowy wgląd w rytmy przyrody, a jednocześnie zmieniamy rytmy pojęciowe w obrębie języka naszej świadomości. Jednolita teoria przyrody spełnić się może tylko z tym momentem, kiedy rytm językowy* człowieka zrówna się z rytmem zjawiskowym Wszechświata, na który nakierowana jest myśl nasza o poznaniu pełnym i doskonałym. Jest wielką zarozumiałością wiązać odkrywanie własności przyrody z myślą o zdobywaniu panowania nad nią. Poznawanie przyrody jest budowaniem języka zgodnego z doskonałym językiem przyrody, który w istocie swej jest samowyrażaniem się Wszechświata swoimi własnościami, które jednocześnie są prawidłowościami (prawami stałości i zmian). Spróbujmy zatem przyjrzeć się językowi ludzkiemu w kontekście wszystkiego, co dotąd powiedzieliśmy:

: Jest wiele sposobów budowania teorii języka. Zresztą wieloteoryjność jest zmorą naszych czasów. Kiedy jednak dodatkowo zwrócimy uwagę na przysługującą ludzkości wielojęzyczność, to wieloteoryjność nauki i wielojęzyczność w ramach mowy ludzkiej oraz do tego wielopoglądowość religijna, tłumaczą współczesny świat w jego uniesieniach, zawierzeniach i straszliwych nienawiściach. Jawi się więc z całą mocą zagadnienie uniwersalnego języka i pytanie na czym owa uniwersalność językowa polegać powinna.

Zastanówmy się:

: W świecie ludzkim funkcjonuje tyle języków, ile występuje na Ziemi narodów, plemion, szczepów, ale i gwar, narzeczy i tak zwanych mód językowo-frazeologicznych. Gdyby chcieć opisać wszystkie podobieństwa i różnice językowe, gdyby chcieć opisać wszystkie poglądy na temat istoty języka, to prawdopodobnie trzeba by było spisać raz jeszcze wszystko to, co w ludzkim języku zostało wypowiedziane o Człowieku, Bogu i Wszechświecie przez wszystkie czasy naszej rozumnej(?) obecności na Ziemi.

Nie rozstrząsając różnic, a szukając dobrego uogólnienia, we wszystkich językach wspólnym jest to, że każdy język oznacza i znaczy. Język w funkcji oznaczania i znaczenia, to tyle, co tworzenie nazw i tworzenie sensów słownych pozwalających dookreślić upodmiotowione wyróżnienia w jego zmysłowych i rozumowych odniesieniach do rzeczywistości o tyle złożonej, o ile posługujący się językiem człowiek doznaje nie tylko rzeczywistości zewnętrznej, ale także własnej, zachodzącej na poziomie naszego doznawania siebie. W tym najogólniejszym sensie w każdym języku znajdują się nazwy, orzeczniki i mające większy i mniejszy sens twory wyrazowe. W obrębie języków znajdują się nie tylko pojęcia jakościowe, ale także ilościowe. Tym zaś najgłówniejszym w każdym języku jest rodzajowość nazw. Język ludzki w procesie nazewnictwa grupuje nazwy w rodzaje. Tu zaś sprawa ma się tak, iż w tworzeniu rodzajów główną rolę odgrywa odwzorowanie zdjęte z tego, co w relacjach z otoczeniem człowieka było zawsze najważniejsze: szczególna bliskość przyrodnicza i emocjonalna między kobietą i mężczyzną. "Ten" i "ta" po dziś dzień jest najgłębszą osnową językowego procesu wyróżniania, odróżniania i łączenia. Wszystko, co określone i zaszeregowane jako ten lub ta, ma silną określoność sprowadzoną do postaci nazwy. Twierdzenia swoiście najsilniejsze, to te, które cechuje zdecydowany rodzaj i najsilniejszy z orzeczników "jest". Wszystko, co znajduje się poza określonością typu "Ten" i "Ta", sprowadza się do nijakości. Rzecz jednak w tym, iż nijakość nie odpowiada tylko temu, co nieokreślone i zauważone, ale nijakość tkwi u początku każdego spostrzeżenia czegoś nowego, czegoś dotąd nieznanego. Napotykając na coś nieznanego nie pytamy "Co ten jest?" ani "Co ta jest?" lecz "Co to jest?". I mimo różnic w budowie języków ludzkich, wśród których jedne są silnie rozbudowane w sposobach tworzenia rodzajów a inne wręcz skromne, to aspekt męskości, żeńskości i nijakości zawsze jest zachowany, a tylko technicznie czasem realizowany tak, iż np. w języku włoskim zdaje się, że obywa się on bez rodzaju nijakiego.

Pochodzenie rodzajowości w językach ma zawsze związek z tym, co człowiek w swym otoczeniu doznawał za najważniejsze, a należało to wypowiedzieć z uwagi na języki oddalone od grecko-rzymskiej tradycji kulturowej. Znawcy języków innych tradycji kulturowych, jeżeli zgodzą się z naszą tezą o odciskaniu się na języku emocjonalnie pierwszych aktów w obcowaniu ze światem człowieka otaczającym, potwierdzą z całą pewnością to, iż na pojmowanie zawartości przyrody - Wszechświata nakłada się to, co dla człowieka najważniejsze: trwanie osobnicze, gatunkowe, głód wiedzy o przeznaczeniu, a więc głód jasności najbliższego i najdalszego. Tak wykształcone nazewnictwo i orzecznictwo stanowi o początku ludzkich zdolności językowych, które, jako języki, były i są narzędziem, służącym do rozpoznawania nowego i nieznanego. Człowiek, jako istota świadoma przez język, pyta o istotę przyrody, która jest językiem cybernetycznie ostatecznym, i nie dostosowuje rytmu zjawisk do swojego rytmu pojęciowego, lecz swój rytm pojęciowy modernizuje tak, aby pogłębić rezonans między rozumieniem i rzeczywistością, którą usiłuje zrozumieć. Prościej mówiąc: człowiek poznaje Przyrodę zawsze przy pomocy języka aktualnego, który w psychice funkcjonuje jako pewny epistemologicznie, a w zetknięciu z nowym język aktualny okazuje się być opóźniony, wsteczny, niedoskonały, błędny. I dokładnie na tym polega wszelki sens niewiedzy, ale i uporów i oporów wobec nowych rozwiązań, tak w nauce jak religii i polityce.

Zwróćmy oto naszą uwagę:

: Drzewo odpowiada rodzajowi nijakiemu zaś owocom drzew przysługują tak różne rodzaje jak jabłko i orzech (to-ten). W obrębie gatunków drzew mamy: jabłoń (ta), dąb (ten), a wśród roślin i krzewów: pszenicę (ta), żyto (to), winorośl (ta), agrest (ten), porzeczkę (ta). W świecie kosmicznym nie jest inaczej: gwiazda (ta), kosmos, wszechświat (ten), Słońce (to), materia (ta), proton, elektron (ten), neutrino (to), itd. itp.. Idąc tym samym tropem poza dany język, odkrywamy jeszcze inną szczególność: gwiazda w języku polskim (ta), w języku niemieckim (ten), Słońce w języku polskim (to), a w języku niemieckim - (ta), zawartość w polskim odpowiada (ta), a w niemieckim - (ten).

Jest więc ogromnie ważnym zapytanie o to, jak uzgodnić dylemat rodzajowości w języku z dylematem rodzajowości w przyrodzie! Jak adekwatnie nazwać ów przyczynowy "materiał" wszelkich rzeczy? Z tak postawionego pytania wynika ten szczególny warunek jednolitej teorii przyrody, który sprowadza się do pełnego uzgodnienia rytmu wyłaniania się struktury przyrody z rytmem językowym pojęciowo odwzorowującym obserwowane rytmy. Rytm Ostateczności i rytm Słowa szukają wspólnego języka. Tę szukaną zgodność odkrywa cybernetyczne uchwycenie struktury przyrody w aspektach logiczności, fizyczności i informatyczności Wszechświata.

Spróbujmy zatem porównać:

: W najprostszym przykładzie generatora bitu informatycznego odkryliśmy trzy formy rzeczywistości: 1. generator, 2. sygnał, 3. brak sygnału. Brakowi sygnału nadaliśmy sens "jest brak sygnału" ponieważ wymagała tego logika odróżnienia braku sygnału od braku generatora. Wykazując faktyczność generatora jako nadrzędną względem sygnału i braku sygnału, wykazaliśmy także i to, że generator względem sygnału i braku sygnału jest odwieczny. Dla tej prawdy nie jest żadnym kontrargumentem twierdzenie, że nasz eksperymentalny generator jest skończony w tym znaczeniu w jakim baterię oraz trochę przewodu z przerywaczem i żarówką możemy odnieść do czegoś skończonego względem laboratorium i Wszechświata. Generator względem sygnału i braku sygnału jest wieczny z dwóch powodów:

  1. najpierw dlatego, że generator jest przed sygnałem i brakiem sygnału, i pozostaje nadal po sygnale i braku sygnału, a to oznacza, że:
  2. tak sygnał jak i brak sygnału, uznane za rzeczywistości własne, nie mają zdolności zweryfikowania generatora przez to, że generator "widzi" początek i koniec sygnału, zaś ani sygnał ani brak sygnału nie mogą "widzieć" początku i końca generatora. Czas trwania sygnału uzyskuje swoje dookreślenie przez czas braku sygnału. Czasy sygnału i braku sygnału nie mają odniesienia do generatora ponieważ czas sygnału ulega zniszczeniu przez czas braku sygnału. Sygnał i brak sygnału nie posiadają "doznania" czasu generatora - generator względem sygnału i braku sygnału jest ciągle teraźniejszy, a więc stojący, a więc bezczasowy czyli odwieczny. Następstwem takiego stanu faktów jest więc także i to, że sygnał i brak sygnału są względem siebie odmienne. Odmienność już dwóch zjawisk jest odmiennością postaciową, a odmienność ta i taka jest warunkiem dla spostrzeżeniowego, zmysłowego i logiczno-językowego stwierdzenia odmienności rodzajowej. Jeżeli sygnałowi przydamy sens zawartości, a brakowi sygnału sens objętości, to mamy oto poważny dowód na to, jak dotychczasowy nasz język jest błędny w tym znaczeniu, w jakim błędnie nazwami odwzorowywał przyrodę. Zawartość i objętość nie powinny wedle cybernetycznej procesualności zawartej w relacji generator - bit przynależeć do tej samej rodzajowości. Sygnał (resp. zawartość) i brak sygnału (resp. objętość) nie są tym samym(!). Sygnał i brak sygnału mają odmienne rzeczywistości, a przeto różnią się rodzajowo przez różnicę swych treści. Z wykazanej niniejszym różnicy między generatorem a bitem wynika, że generator względem bitu jest bezrodzajowy:

Jak Czytelnik zauważył, cybernetyczne własności generatora informatycznego w tym mają treść głęboko korygującą współczesne przyrodoznawstwo, że zmuszają do głębokiej rewizji sam rytm pojęciowy ludzkiej wiedzy o przyrodzie i to zarówno w odniesieniu do nazw, jak i do domniemywanych ich desygnatów. Jeżeli desygnatem wskażemy atom przed (lub w oderwaniu) jego nazwaniem, to okazać się może, że nazwa "atom" jest błędna, a desygnat nie ma przyrodniczej obecności. Między atomem a ziarnkiem piasku zachodzi bowiem znacząca różnica: desygnat nazwy "piasek" jest realny, zaś desygnat nazwy "atom" może nie być wcale tym, czym go założono i opisano(!). W zakładaniu i ogłaszaniu głębokich odmienności mikrokosmosu względem makrokosmosu zalega ogrom przecen, i sporo zarówno zarozumiałości jak i zwykłego nietaktu.

Sądzimy, że dotarliśmy w naszych rozważaniach do zasadności tego, dlaczego w naszym wykładzie książkowym pt. "Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata" nie nawiązywaliśmy do takich pojęć jak "masa", "energia", "korpuskuła", "pole", "ruch", "siła", "zdarzenie", "ilość", "wymiar", "obiekt", "substancja", "materia", "elementarność", "spin", "tor", "oddziaływanie" itp. Pojęcia takie jak te, które wymieniliśmy, raz, że przynależą do paradygmatu, który jest niniejszym uchylany, a po wtóre w wielu przypadkach brzmią tylko nazwowo, zaś treścią ich są abstrakty matematyczne. Z momentem odkrycia konotacji ujemnej, tak zwane abstrahowanie pełne okazuje się głęboko błędne i równie zbędne. Każda właściwsza teoria poznania przyrody, a szczególnie taka, która uchyla paradygmat, musi zaczynać od swych twierdzeń naczelnych. Naczelne tezy o sile skutkującej nowym paradygmatem muszą dotyczyć zmiany sposobu rozumienia istotowości Wszechświata, a jednocześnie muszą zawierać w sobie ważkie szczegóły epistemologiczne. Dopiero po wygłoszeniu i akceptacji tez nowych ontologicznie i epistemologicznie przychodzi czas na szczegóły, zastosowania i korzyści.

Wystąpienia uczonych (i nie tylko uczonych) wskazujące na potrzebę głębokich rewizji przekonań o Bogu, Człowieku i Wszechświecie zawsze bywały trudne, a często tragiczne (prześladowania, tortury, palenie na stosach). Autor tych słów ma tę świadomość na podstawie rozlicznych przekazów o życiu tych, którzy Ziemię i Niebo usiłowali objaśniać z miłości do Prawdy, współczesnych im i potomnych. Piszący te słowa sporo z tego już doznał i dla napisania tego wykładu musiał uciekać przed zaszczuciem z Kraju, któremu gorąco pragnął służyć, tak dalece, aby współczesny świat połączył ojczyzny narodów w ojczyznę ludzką, wolną przez prawdę, a skutkującą szczęściem powszechnym. Nie znam swego przeznaczenia z woli i sumień tych, którzy mają władzę nade mną. Znam zaś wymiar strachu i niepokoju o własne dzieci i ich współczesnych. Nie może być inaczej skoro odkryło się możliwość zaistnienia supernowej w pobliżu Ziemi i to w następstwie błędu w manipulowaniu nad radioaktywnością. Zdaję sobie sprawę, że gdzieś tam, gdzie pozostała żona i pięcioro naszych dzieci trwa ból, tęsknota i trwoga. Ciężko nie uginać się pod wpływem takiej świadomości. Są jednak i takie wybory, których zaniechanie ma wymiar zbrodni, a tę wziąłbym na siebie, gdybym dla kilku dni czy lat to, co ogłosiłem i to, co piszę, uznał za godne przemilczenia. Słowa tej autorskiej spowiedzi wobec Najbliższych, Decydentów i Czytelników zawierzam także Pani Ewie Martynie jako tej, która słowa moje otwiera dla Ojczyzny mojej Matki. Dla tej, tak nagłej jak i szczęśliwej przyjaźni chciałbym odpłacić się tym, aby wysiłek włożony w poznawanie języka niemieckiego okazał się dla mojej Współpracownicy taką samą satysfakcją odkrycia w mowie ludzkiej jej przeznaczenia: sposobu na fascynację Człowiekiem i Wszechświatem, na radość własną i wdzięczność bliźnich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 

Nim przystąpimy do opisów nowej matematyki i fizyki rozwijających cybernetyczny aspekt rytmów języka i Wszechświata. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .,

Nie można miłować, pławiąc się w fałszu,
Jak nie można biesiadować bez chleba i przyjaciół.
Nie można pragnąć i oczekiwać, nic nie dając,
Jak nie można zawiązać oczu i iść nie potykając
                                                              [się].

Stanisław Heller

Tym samym, który pisze na blogu Eureka tut.Salonu. Tu zamieszczam materiały uzupełniające.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie